Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Yves Rocher. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Yves Rocher. Pokaż wszystkie posty

środa, 18 grudnia 2013

Zapach świąt. Porównanie żeli Yves Rocher oraz Original Source.

Należę do tej części populacji, która uwielbia podkreślać, że nadchodzą święta :) Czerwone skarpetki w renifery, światełka na oknie... W mojej łazience również nie mogło zabraknąć kosmetyków, które przypominałyby mi o tym, że nadchodzą jedne z piękniejszych dni w roku :)

Zdecydowałam się na małe porównanie limitowanych edycji żeli pod prysznic dwóch firm - Original Source oraz Yves Rocher. Każda z marek oferuje także inne połączenia zapachowe: OS - mandarynka&bazylia oraz malina&kakao; YR - pomarańcza&kakao, pistacja&kakao oraz malina&kakao. Ja zdecydowałam się na zakup dwóch poniższych :)


Original Source Seasonal Edition Raspberry&Cocoa Shower
Żel podobnie jak większość tych od OS ma postać gęstej galaretki. Znajduje się w wygodnej, odwróconej "denkiem w dół" butelce, której chropowata powierzchnia z tyłu sprawia, że opakowanie nie wyślizguje się z rąk pod prysznicem... Zresztą po co ja wam to piszę? Pewnie większość z was miała styczność z żelami OS (jeśli nie - pora szybko nadrobić te gorszące zaległości!). Przechodząc do sedna: żel w niczym nie przypomina wersji malinowo-waniliowej. Tutaj na pierwszy plan wysuwa się nieco gorzki zapach kakao, który sprawia, że cała kompozycja nie jest cukierkowa i przesłodzona. Jest to zapach dosyć nietypowy, przyciągający nos. Nie pozostaje niestety zbyt długo na skórze. Plus za jak zwykle uroczą szatę graficzną :)
Cena: 8,99 zł za 250 ml.
Dostępny m.in. w drogeriach Hebe czy Rossmann.


Yves Rocher Cacao Collection Cacao&Pistache
Zapachem tym zachwyciłam się momentalnie. Niewiele kosmetyków ma zapach prawdziwego marcepanu. Rozczarowanie przyszło niestety dopiero pod prysznicem. Zamiast marcepanu moim oczom (lub raczej mojemu nosowi) ukazało się... mydło. Niezbyt przyjemny, mydlany, dosyć duszący zapach, w niczym nie przypominający tego, który wydobywał się jeszcze kilka sekund temu z butelki. Szkoda, bo zapowiadało się świetnie... Sam żel ma rzadką konsystencję, umieszczony jest w niczym nie wyróżniającej się butelce. Szata graficzna przyjemna. Cena porównywalna do OS. Niestety czuję, że do tego produktu nie będę wracać z przyjemnością...
Cena: 11,90 zł za 300 ml.
Dostępny w stacjonarnych sklepach Yves Rocher oraz w ich sklepie internetowym.

wtorek, 26 listopada 2013

Projekt Denko: październik i listopad.

Zapraszam was dzisiaj na denko jakiego nie było. Powiedziałabym nawet, że denko-gigant. Uwierzycie, że dałam radę wykończyć tyle produktów w ciągu dwóch miesięcy? :)


Odżywka do włosów z olejkiem eterycznym z rozmarynu i liściem oliwnym
Ultra Doux Sekrety Prowansji
Mam wrażenie, że ta odżywka jest nieco zbyt rzadka. Jednak nie obciążała włosów i nadawała im ładny połysk, a w dodatku jej zapach jest fantastyczny a skład nie najgorszy :)
Wersja z karite jest nieco gęściejsza i myślę, że to jej pozostanę wierna.


Lakier do włosów Megamocne utrwalenie Syoss
Mój ulubiony hełmmejker, niezastąpiony jeśli chodzi o utrwalenie włosów na cały dzień, także w deszczowe dni, które zawsze były zmorą dla mojej grzywki.


Suchy szampon Isana
Tańsza alternatywa dla Batiste, jednak posiada jedną, zasadniczą wadę: dusi okrutnie. Po jego wykończeniu zaczęłam używać Batiste dla brunetek i czuję, że to on stanie się moim ulubieńcem. Jeśli chodzi o działanie Isany - nie mam jej nic do zarzucenia, jednak jeśli szukacie szamponu, który będzie także nadawał włosom objętości, to w tym wypadku nie było najlepiej.


Żel do golenia dla skóry wrażliwej Cien
Mój ulubiony, jednak wycofany już żel do golenia. Delikatny i pięknie pachnący, tworzył bardzo gęstą pianę i w dodatku nie kosztował milionów. Teraz pora znaleźć coś nowego (albo zamówić na allegro zapas żeli Balea).


Szarlotkowe masło do ciała Sweet Secret Farmona


Płyn do kąpieli z pomarańczą i olejem imbirowym Original Source
Rewelacja! Pojawi się o nim osobny post :) Intensywny zapach, piękna, gęsta piana. Ulubiony, na równi z wersją lawendową.


Peeling do stóp z kwasami owocowymi AHA i naturalnym pumeksem BeBeauty
Dosyć słabo zdzierający peeling, który kupuję z uporem maniaka, bo jakoś nie mogę znaleźć nic mocniejszego, a w równie niskiej cenie. Możecie polecić mi jakiś dobry peeling do stóp?


Łagodny szampon Olsson Skandinavia


Peeling pod prysznic z pomarańczą i cukrem trzcinowym Alterra


Naturalny oliwkowy płyn do higieny intymnej z kwasem mlekowym i olejem oliwkowym Ziaja
Nie do końca taki naturalny, bo z SLS na samym początku składu i z innymi dziadostwami na dalszych miejscach. Przerzucam się na Facelle, która jest tańsza i ma zdecydowanie bardziej przyjazny skład.


Z serii "Denkuję po przyjaciółce":
Odżywka do włosów z wyciągiem z mango i aloesu Balea
Oh i ah. Ten zapach. Dobrze, że w moich zapasach mam jeszcze zestaw szampon+odżywka w tej samej wersji zapachowej...


 Olejek pod prysznic z olejkiem arganowym Yves Rocher
Jeden z ulubionych produktów do kąpieli, którego od kilku miesięcy po prostu nie może zabraknąć w mojej łazience. Zapach, który przenosi nas w ciepłe, egzotyczne kraje (i przy okazji pozostaje na skórze na dłuższy czas), żel, zamieniający się w delikatną pianę... Oh!


Złuszczający peeling do ciała Swedish Spa Oriflame


Pianka do kąpieli z oliwkami i mlekiem ryżowym Green Pharmacy
Stosunkowo tania (ok. 7 zł) jak na swoją (aż litrową) pojemność pianka do kąpieli o subtelnym, jednak bliżej nie sprecyzowanym zapachu. Płyn (bo w takiej postaci znajdował się ten produkt w butelce) tworzył przyzwoitą pianę, a zapach utrzymywał się praktycznie przez cały czas kąpieli.


Balsam do rąk Terapia dla dłoni z goździkiem, imbirem, cynamonem i szałwią Pat&Rub
Zabijcie mnie, ale... nie podzielam zachwytów. Mając do wyboru dwa kremy do rąk w tak zaporowej cenie, wybrałabym jednak L'Occitane. Doceniam świetny skład, ale ani poziom nawilżenia, ani opakowanie, ani już tym bardziej zapach (po raz kolejny) nie przekonały mnie, że warto zainwestować w ten produkt.


Micelarny żel nawilżający do mycia twarzy BeBeauty
Żel do którego powracam już nie pierwszy raz. Delikatny, ale dobrze doczyszczający skórę twarzy. W dodatku tani jak barszcz. Nie pieni się zbyt intensywnie, co lubię. Nie podrażnia mojej wrażliwej i przesuszającej się skóry. Nie mam planów zmiany na nic innego :)


Nawilżane chusteczki wersja odświeżająca oraz o zapachu melona Frotto
Mokre chusteczki dostępne w Lidlu. Małe opakowanie, więc skusiłam się z myślą o podręcznej, torebkowej kosmetyczce. Zapach melonowych okrutnie sztuczny. Zaś wersja orzeźwiająca zapach miała dosyć specyficzny. Na szczęście nie wysychały zbyt szybko i spełniały swoje zadanie dobrze, ale jednak zapachy były dla mnie zbyt męczące. Mówię nie.


Zmywacz do paznokci o zapachu truskawki i passiflory Essence
Zmywacz, który pokochałam i mam nadzieję, że odnajdę go jeszcze w Hebe. Co za zapach :) W dodatku skuteczność też pierwsza klasa. Jedyne do czego mogę się przyczepić to wielka dziura, przez którą, przy odrobinie nieostrożności, może się wylać zbyt wiele.


Z serii "Denkuję po przyjaciółce":
Odżywcza maska jajeczna z ekstraktem z żółtka i z olejem rycynowym dla włosów rozjaśnianych i farbowanych Z Apteczki Babuni Joanna
Maska, której miałam okazję użyć zaledwie 4 razy, ale już wiem, że chcę więcej. Przyjemny zapach (chociaż hasło "jajeczna" tego nie sugeruje), wygodne opakowanie, niska cena, efekt wygładzonych, nieobciążonych włosów. W dodatku na włosach wystarczy trzymać ją ok. 2 minuty (idealne dla takich niecierpliwców jak ja).


Żel pod prysznic z wyciągiem z owoców arbuza i korzenia rabarbaru Labell
Zachwyt ostatnich miesięcy. Czytają mnie jakieś fanki rabarbaru? Biegnijcie do Inter Marche. Używanie tego żelu to czysta rozkosz.


Szampon Babydream
Do mycia włosów? Nie, nie, nie. Nieźle za to nadawał się do mycia pędzli, jednak pozostawiał po sobie dosyć intensywny zapach, co po pewnym czasie zaczęło mi przeszkadzać. Raczej już do niego nie wrócę.


Antybakteryjny żel do rąk o zapachu mango The Body Shop
Rozkosz dla nosa. Po wykończeniu innych zalegających mi w zapasach buteleczek z tymże specyfikiem, skuszę się na wersję grejpfrutową.


Krem do stóp z 10% urea Balea
Nie jestem wzorem do naśladowania jeśli chodzi o pielęgnację stóp. Marudzić to ja potrafię, że suche, że nieładne, ale z regularnością smarowania to u mnie nie jest najlepiej. Ten krem, o którym swego czasu było głośno w blogosferze, zużywałam prawie rok. Treściwy, przyjemny, jednak przy mojej nieregularności ciężko powiedzieć coś więcej na temat jego skuteczności. Tani był, więc jeśli macie dostęp do kosmetyków Balea - kupujcie i próbujcie :)


Odżywczy balsam do ciała pod prysznic Nivea


Ze zużytych próbek na uwagę zasługuje kolejna już zużyta przeze mnie próbka kremu do rąk z 20% masła shea od L'Occitane. Polubiłam go za jego treściwość i świetne nawilżenie, choć niekoniecznie za cenę. Polubiłam się też bardzo z czyścikiem do twarzy Lush Angels on bare skin, z którym mogłam się zapoznać dzięki Ani. Skłamałabym, gdybym napisała, że nie nabrałam ochoty na pełnowymiarowe opakowanie. Ten zapach lawendy...

Skąd wziął się cykl "Denkuję po przyjaciółce"? Moja droga A. zdecydowała się na keratynowe prostowanie włosów i dzięki temu dostałam w spadku kilka otwartych produktów do włosów z hasłem "wykończ albo wyrzuć". W większości więc opinie oparte są na 2-3 użyciach, jest to dosłownie pierwsze wrażenie na temat produktu :)

Podsumowując: 24 pełnowymiarowe produktów.

piątek, 6 września 2013

Projekt Denko: sierpień.

Pora nieco odpocząć od lakierowych postów-zapychaczy.
Dziś zapraszam was na moje sierpniowe denko :)


Szampon Dermena
Ciężko mi szeroko wypowiadać się co do skuteczności tego szamponu, zahamowania wypadania włosów czy zwiększonego ich wzrostu. Dlaczego? To dłuższa historia :) Mój luby swego czasu oszalał na punkcie swoich włosów. Twierdził uparcie, że wypadają one w ilości hurtowej. Zaczął więc kupować różne specyfiki, szampony, oleje. Mania przeszła, butelki zostały. Zaczęłam je więc grzecznie zużywać :) Ja z mojej strony muszę jednak przyznać, że mało który szampon sprawiał, że moje włosy wyglądały DOBRZE przez 2-3 dni. Przy Dermenie nie potrzebowałam nawet suchego szamponu. Rewelacja.

Szampon I love my planet Yves Rocher
Mocno pieniące się, ale raczej śmierdzące, a w dodatku pełne chemii paskudztwo. Bez odżywki ani rusz. Dobrze, że dostałam go w prezencie. Mówię nie.


Mydło do rąk Kitchen Lemon Bath&Body Works - recenzja tutaj

Krem do rąk o zapachu truskawek ze śmietaną Oriflame
Bubel jakich mało. Bardzo rzadki w konsystencji śmierdziel, którego ktoś z dużą dozą poczucia humoru nazwał kremem do rąk o zapachu truskawek ze śmietaną. A fe.


Olejek łopianowy ze skrzypem polnym przeciw wypadaniu włosów Green Pharmacy
Z olejkiem sprawa ma się podobnie co z szamponem Dermena. Ciężko mi ocenić działanie długofalowe, ale zauważyłam, że dobrze domywał się z włosów, a przy okazji jest bardzo tani. Myślę, że warto spróbować. Ja jeszcze mam do zdenkowania wersję z papryką :)

Suchy szampon Batiste Tropical - recenzja tutaj


Żel pod prysznic Labell o zapachu owoców leśnych
Jeden z moich ulubionych żeli pod prysznic. Niestety ta wersja zapachowa już jest niedostępna w Intermarche, ale nowe są równie przyjemne ;) Po raz kolejny polecam!

Nawilżający olejek kąpielowy mandarynka i cynamon Green Pharmacy
W tym wypadku mam uczucia... mieszane. Produkt reklamowany jest jako żel pod prysznic i płyn do kąpieli zarazem. Jako żel sprawdza się świetnie, mocno się pieni, intensywnie pachnie, zapach pozostaje nawet na chwilę na skórze. Z drugiej strony jako płyn do kąpieli słabo pachnie, a żeby się spienił potrzeba wlać do wanny ok. 1/4 butelki. Skład taki do końca "green" nie jest, ale w końcu to tylko produkt pod prysznic.


Płyn do kąpieli Raspberry&Vanilla Milk Original Source
Oj zawiodłam się, zawiodłam. Uwielbiam zarówno żel jak i mydło w płynie OS o tym własnie zapachu. Cieszyłam się, że moja ukochana wanilia z maliną wypełni swoim aromatem całą moją łazienkę... Niestety myliłam się. Słaba piana, zero zapachu. Beznadzieja.

Żel pod prysznic Balea Brazil Mango
Na szczęście na produkty Balea zawsze można liczyć :) Żel o pięknym, owocowym zapachu skutecznie poprawiał mi humor. Nie wiem czy tak pachnie prawdziwe mango, ale czy to ważne? ;p


Dermoprotektor Cetaphil
Używałam go zarówno do twarzy jak i do ciała. Łagodził podrażnioną skórę twarzy i nie obciążał jej. Szybko się wchłaniał i dzięki temu był idealnym produktem nawilżającym ciało przy tegorocznych upałach. Pewnie jeszcze kiedyś znajdzie się na mojej półce z kosmetykami.

Dezodorant Garnier Invisiclear
Taki trochę bubel, w dodatku pachnący... średnio. Dla mnie zbyt intensywnie jak na dezodorant. Ale przede wszystkim brudził ubrania. Nie, nie, nie.


Podkład L'Oreal True Match
Nie jest to mój podkład idealny. Specjalistką nie jestem, ale na moje oko był: a) zbyt wodnisty b) za szybko schodził z buzi. Trochę lepiej radził sobie w towarzystwie bielendowego BB, stawał się gęstszy i "konkretniejszy". Teraz biorę pod lupę Rimmel Wake me up.

Mascara Colossal Volum' Express Maybelline
Dawniej mój ulubieniec, jednak ostatnio jego wielka szczoteczka zaczęła mnie nieco przerażać. Coraz bardziej przekonuję się do żółtego Curling Pump Up od Lovely, więc do Colossala póki co nie planuję wracać.

Lakier Essence nr 04 Space Queen
Mój ulubiony top coat. Dyskretny, ale ładnie komponujący się z każdym kolorem lakierów, od nudziaków po bardziej odważne kolory. Ta buteleczka już niestety zgęstniała na amen, ale jestem pewna, że kupię go kolejny raz.

Podsumowując: 14 pełnowymiarowych produktów.

poniedziałek, 25 marca 2013

Starcie zdzieraków .


Miesiąąące temu do dosyć dużego zamówienia, które zrobiłam w sklepie internetowym Yves Rocher otrzymałam kilka gratisów, m.in. peeling morelowy do twarzy. W tym czasie byłam w trakcie zużywania podobnego specyfiku od Joanny. Jakiś czas później otrzymałam też do przetestowania płatki peelingujące Cleanic. O płatkach napiszę innym razem, dziś pora na małą recenzję porównawczą dwóch pierwszych maluchów :)

Peeling do twarzy z brzoskwinią do cery suchej i wrażliwej Joanna Naturia
Zapach:
Dosyć naturalny, przyjemny.
Drobinki:
Zanurzone w żelowej, dosyć wodnistej bazie. Same drobinki są dosyć ostre, ale mogłoby ich być więcej.
Niestety szybko się rozpuszczają.
Wydajność:
Peelingu używałam przez kilka miesięcy, niewielka ilość wystarcza na pokrycie całej buzi.
Produkt bardzo wydajny.
Stan skóry po użyciu:
Peeling nie podrażnił mnie, czasem zdarzały się miejscowe przesuszenia.
Jednak zazwyczaj po jego użyciu skóra była sprężysta i miękka w dotyku.
Cena: ok. 6 zł/75 g
Dostępność:
Peeling dostępny jest w każdej większej drogerii, a także w hipermarketach np. Real czy Auchan.
Można także dostać wersję alternatywną - dla skóry tłustej i mieszanej.
Skład:
Aqua, Glycerin, Polyethylene, PEG-7 Glyceryl Cocoate, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Triethanolamine, Pyrus Communis Extract, Propylene Glycol, Xantan Gum, Synthetic Wax, Disodium EDTA, Parfum, DMDM Hydantoin, Methylchloroisothiazilinone, Methylisothiazilinone, CI:77288. (07.04.2010)
Podsumowując:
Są produkty lepsze, ale na ten nie ma co narzekać. Za taką cenę nie można też oczekiwać cudów.
Nada się dla osób z niewymagającą cerą.


Morelowy peeling do twarzy Gommage Gourmand Yves Rocher
Zapach:
Naturalny, apetyczny, sprawia, że do tego kosmetyku chce się wracać.
Drobinki:
Czarne, malusieńkie drobinki w ilości wystarczającej :) Zdzierają delikatnie, nie podrażniając nadmiernie skóry.
Wielkością nieco przypominają mi korund.
Wydajność:
Niewielka ilość wystarcza na porządne wmasowanie w całą twarz, produkt prawdopodobnie starczy mi na kilka miesięcy.
Stan skóry po użyciu:
Skóra miękka, oczyszczona, nie wyczułam efektu ściągnięcia ani nadmiernego przesuszenia.
Cena: 22 zł/50 ml
Dostępność:
Sklepy Yves Rocher oraz sklep internetowy.
Skład:
Aqua, Hamamelis Virginiana Water, Stearic Acid, Prunus Armeniaca Seed Powder, Glycerin, Propylene Glycol, Potassium Hydroxide, Xanthan Gum, Disodium Lauryl Sulfosuccinate, Cetearyl Alcohol, Cocamidopropyl Betane, , Sodium Cocoyl isethonate, Zea Mays Starch, Parfum, Methylparaben, Allantolin, Tocopherol, Ethylparaben, Propylparaben, Tetrasodium Edta, CI 14700, CI 19140, CI77891.
Podsumowując:
Raczej nie skusiłabym się na jego zakup za normalną cenę. Ot zwykły peeling, nic specjalnego.
Myślę, że Joanna mu dorównuje, a jest zdecydowanie tańsza.

(po lewej Joanna, po prawej Yves Rocher)

sobota, 2 marca 2013

Projekt Denko: luty.

Od ostatniego denka minęło zaledwie 28 dni, a ile produktów wylądowało w moim koszu... Sama jestem z siebie dumna :) W tym miesiącu sporo zachwytów - wielu ulubieńców osiągnęło dno. Na pewno do nich wrócę a i wam polecam je wypróbować przy najbliższej nadarzającej się okazji.

 

 Na pierwszy rzut leci relaksująca sól do kąpieli BeBeauty SPA o zapachu lawendy. Myślę, że o niej w najbliższych dniach pojawi się osobny post w ramach małego porównania lawendowych kosmetyków. Póki co odsyłam was do recenzji wersji oliwkowej (tutaj). Tym razem zapach niestety mnie nie zachwycił, ale cała reszta właściwości jest niezmienna :)
Kolejny produkt to wygładzający peeling do ciała z ekstraktem z bzu z serii Z Apteczki Babuni Joanna. Zachwyt, zachwyt i jeszcze raz zachwyt. Mój prywatny KWC w kategorii "zapach" i "peeling" :) Troszkę więcej o nim znajdziecie tutaj. Jeśli czytają to jakieś fanki bzu - gorąco polecam także kąpiel solankową oraz balsam z tej serii. :)


Dno osiągnął także jeden z limitowanych, zimowych żeli Original Source - śliwka&syrop klonowy. Ta wersja zapachowa zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu. Zapach jest słodki, w pierwszym momencie nieco migdałowy. Zimą takie zapachy to sama przyjemność :) Więcej o żelowych edycjach limitowanych tutaj.
Ze smutkiem żegnam produkt, którego zapach każdorazowo przenosił mnie do gorącego i egzotycznego kraju - najlepiej Maroka. W końcu stamtąd pochodzi olej arganowy, który wchodzi w skład tego produktu. A mowa o olejku pod prysznic z olejem arganowym Yves Rocher. W butelce znajduje się bursztynowy żel, który po kontakcie z wodą zamienia się w delikatną piankę. Zapach bardzo długo utrzymuje się na skórze. Poziom nawilżenia na duży plus. Nie zauważyłam ŻADNYCH wad :) No może poza ceną, bo produkt niestety do najtańszych nie należy... Ale dla takich doznań zapachowych warto.


Znów skusiłam się na lakier do włosów Taft z kaszmirem. Tym razem tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że ten specyfik nie nadaje się na zimę. Pokornie wracam do Syossa. Jednak Taft ma także swoją zaletę - nie skleja włosów. Latem będzie jak znalazł :)
Wypróbowałam także inną wersję szaponu Cece Of Sweden - z ekstraktem z grejpfruta. Jednak moje włosy zdecydowanie lepiej reagowały na wersję czereśniową, której pozostanę wierna. Co nie zmienia faktu, że jest to bardzo dobry produkt za śmiesznie małe pieniądze (cena w Rossmannie to ok. 11 zł za 500 ml).


No nie podołałam. Obiecywałam sobie, że zrobię drugie podejście, ale ono tylko utwierdziło mnie w przekonaniu gdzie jest miejsce tego produktu. W koszu ląduje druga wersja zapachowa masła do ciała BeBeauty. Była niestety tak samo koszmarna jak cytrynowa, która w denku pojawiła się miesiąc temu. Brr.
Szczegółową recenzję malinowego musu do ciała Balea znajdziecie tutaj.


 Recenzja peelingu do twarzy Joanna Naturia z brzoskwinią pojawi się na dniach - nie będę wyprzedzać faktów :) Powiem tyle: nie miałam temu produktowi nic do zarzucenia.
Odwrotnie mają się jednak sprawy z peelingiem do rąk z solą Cztery Pory Roku. Jego recenzję możecie znaleźć tutaj.


Jeśli chodzi o kolorówkę (a same wiecie jak rzadko pojawia się ona w denkach :) udało mi się wykończyć puder matujący z Kobo w odcieniu 302 Natural Beige. Byłam z niego bardzo zadowolona i z przyjemnością wrzuciłam dziś do koszyka kolejne opakowanie (przecenione z 19,99 na 9,99 zł :)
Dno (dlaczego tak szybko??) osiągnął także daktylowy krem do rąk L'Occitane En Provence. To produkt wręcz kultowy, kilka słów na jego temat pojawi się już niedługo.


Wyjeżdżając wrzuciłam także do kosmetyczki kilka próbek balsamów do ciała. Na szczególną uwagę zasługują dwa od Farmony - Tutti Frutti karmel&cynamon oraz Sweet Secret ciemna czekolada&orzech pistacji. Myślę, że oba prędzej czy później trafią do mnie w wersji pełnowymiarowej.


Kolejną pozycją w zdenkowanej kolorówce jest podkład Revlon PhotoReady w odcieniu 003 Shell. Ze zmianą nosiłam się już od jakiegoś czasu. Póki co przerzuciłam się na True Match, ale dzięki próbce, która  niedawno trafiła w moje łapy (o tym innym razem) mam niesamowitą ochotę na wypróbowanie podkładu mineralnego od Annabelle Minerals.
Do kosza trafiła też przeterminowana już oliwkowo-cytrynowa pomadka Nivea Pure&Natural, z którą bardzo się lubiłam, chociaż nie przynosiła tak natychmiastowych efektów jak ichniejsze masełko (o którym mowa tutaj)


Dno osiągnęły także dwa produkty do włosów które zalegały na mojej półce od miesięcy - olej kokosowy Vatika (przelany do pojemniczka z pompką) oraz maska Henna Treatment Wax. Do oleju na pewno wrócę, gdy znów przyjdzie ochota (i czas) na olejowanie włosów. Maska to śmierdziel niemiłosierny z którym męczyłam się prawie 2 lata.
Wykończyłam także odżywkę do włosów brązowych Balea. Muszę koniecznie zrobić zapas, gdy tylko na mojej drodze stanie drogeria DM (Kaprysku kiedy jedziemy??)


W prezencie otrzymałam też ostatnio dwie kule do kąpieli Sweet Fruit, które niestety nie pachniały zbyt intensywnie. Zużyłam także saszetkę bardzo przyjemnej soli do kąpieli Champs de Provence, która niezmiennie zachwyca mnie szatą graficzną, zapachem i obecnością płatków róży wewnątrz :)

Podsumowując: 16 pełnowymiarowych produktów.

 A teraz przyszedł marzec, a ja walczę dalej :)
Jak wam idzie odciążanie swoich kosmetyczek i półek w łazience?
Podsyłajcie mi linki do waszych postów denkowych, chętnie zobaczę co polecacie, a czego lepiej unikać :) 

sobota, 2 lutego 2013

Projekt Denko : styczeń .

Na przekór sesji (i dwóm egzaminom, które jeszcze przede mną) postanowiłam zabrać się za styczniowy Projekt Denko. W końcu należy mi się nieco odpoczynku i kontaktu z blogosferą po dziesiątkach godzin poświęconych literaturze rosyjskiej, prawda? :) A w tym miesiącu jak zwykle jest o czym pisać :)


Na początek produkty, do których powrócę jeszcze nie raz: żele pod prysznic Labell o zapachu owoców leśnych oraz ananasowo-kokosowo-winogronowym (dostępne tylko w sieci supermarketów Intermarche). Odkryte w wakacje, od tego czasu stały się moją miłością i pozycją obowiązkową jeśli chodzi o półkę w łazience :) Piękny i naturalny zapach, niska cena, gęsta piana. Na głowę przebijają Original Source. Przy najbliższej okazji znów zaopatrzę się w kilka butelek i wam polecam uczynić to samo :)


Moje zamiłowanie do długich kąpieli (i testowania przeróżnych kąpielowych dodatków) zostało niedawno (ku mojej rozpaczy) ukrócone przez lekarza, jednak od czasu do czasu (szczególnie po zdanym egzaminie) nie mogę sobie odmówić przyjemności leżenia w wannie pełnej gęstej i pachnącej piany. Przy tej okazji zużyłam olejek do kąpieli Tutti Frutti kiwi&karambola od Farmony i płyn do kąpieli o jabłkowym zapachu z Avonu, który dostałam w prezencie gwiazdkowym :) Avonowy specyfik pięknie pachniał (zielone jabłuszko to nie do końca moje klimaty, ale zapach był naprawdę przyjemny) i tworzył gęstą pianę, za to był mało wydajny. Jednak na szczególną uwagę zasługuje pozycja nr 1. Ten olejek jak i cała kolekcja Tutti Frutti to kosmetyki do których na pewno powrócę nie raz. Niewygórowana cena, piękne i (co ważniejsze) naturalne zapachy... Już rozpływałam się w zachwytach (podobnie jak połowa blogosfery) nad ich peelingiem (o tutaj).


Zużyłam także obie sole do kapieli Balea zakupione w czasie mojej styczniowej wizyty w Bratysławie. Niestety tym razem żadna z nich nie była trafionym wyborem. Oba zapachy (dzika róża i irys oraz marakuja i lotos) były duszące i zdecydowanie nie trafiły w mój gust.


Wykończyłam (bardzo wydajną! ;o) miniaturkę znanej każdej włosomaniaczce odżywki z granatem i aloesem od Alterry. Z miłą chęcią kupię wersję pełnowymiarową, bo produkt bardzo mi służył, a kosztuje grosze. Wreszcie miałam też okazję zużyć olejek na gorąco z pszenicą i kokosem od Oriflame. Piękny zapach, ale działanie takie sobie.


Dna sięgnęła półlitrowa butla żelu do higieny intymnej z ekstraktem z aloesu od Venus. Sama zużywałabym ją pewnie przez dobry rok. Na szczęście podzieliłam się z siostrą, bo w kolejce na przetestowanie czeka już kolejny płyn - tym razem od Joanny. Temu specyfikowi nie miałam nic do zarzucenia. Nie podrażniał, nie wysuszał, miał przyjemny zapach i dawał uczucie odświeżenia.
Wreszcie udało mi się wykończyć także znienawidzony wręcz Sunflowers od Elizabeth Arden (nie miałam serca go wyrzucić) kupiony w przypływie jakiegoś dziwnego zaćmienia zakupowego za niewielkie (na szczęście) pieniądze. Brr. Wyrzucam z radością. Tęsknić nie będę.


W kategorii "dłonie" dno osiągnęły takie produkty jak mydło w płynie Wallness&Beauty o zapachu figi i róży (mój ulubiony zapach z tej serii - nie pierwszy raz polecam sól do kąpieli o tym samym zapachu) oraz zmywacz do paznokci BeBeauty z lanoliną i gliceryną. Ten drugi radził sobie z lakierami przyzwoicie, ale dosyć mocno wysuszał i śmierdziel był z niego niesamowity (dalej ubolewam nad zniknięciem mojego ulubionego Nailty). Do mydełka na pewno wrócę, do zmywacza niekoniecznie.


W koszu wylądowały także puste opakowania po opróżnionych kremach do rąk: Neutrogena fast absorbing miał swoje miejsce w mojej torebce przez cały okres mrozów i spisywał się przyzwoicie (chociaż liczyłam na nieco lepszy efekt). Dużą jego zaletą było momentalne wchłanianie się (obietnice producenta spełniły się w 100%!) i brak tłustego filmu. Nawilżenie średnie. Na mojej szafce nocnej rezydował za to Odżywczy oliwkowy krem do rąk Les Plaisirs Nature od Yves Rocher, w którym zakochałam się od pierwszego użycia. Piękny zapach, rewelacyjne nawilżenie, wygodne użycie (dzięki pompce, która co prawda pod koniec spłatała mi małego figla psując się, ale nie bądźmy drobiazgowi ;p)


Oliwkowe masło do ciała nawilżająco-regenerujące Paloma body SPA, które otrzymałam na Spotkaniu Śląskich Blogerek zużyłam z prawdziwą przyjemnością i uważam, że jest to produkt prawdziwie godny polecenia. Piękny zapach (ohh ta oliwka :), szalenie przyjemna konsystencja (niby gęsta, ale bardzo kremowa, masło momentalnie się wchłaniało) i uczucie nawilżonej skóry utrzymujące się dłużej niż zwykle. Chętnie wypróbuję także wersję czekoladową i z orzechem makadamia. Szkoda tylko, że kosmetyki tej firmy są tak słabo dostępne...
Krem Nivea staram się zawsze mieć pod ręką (najczęściej w szufladzie nocnego stolika). Pora uzupełnić zapas :)

Podsumowując: 12 pełnowymiarowych produktów.


W tym miesiącu (czego człowiek nie zrobi żeby choć na chwilę odwlec moment zabrania się za naukę) uporządkowałam moje 'zapasy' kosmetyczne i wyłapałam dwóch delikwentów nadających się do 'zlikwidowania' :) Pomadka Kiss'n'go Raisin Wine (moja pierwsza!) z Avonu już dawno skończyła swój żywot, a chłodzący żel po opalaniu z DAX dobrze spisywał się w okresie wakacyjnym, ale także nadeszła już na niego pora. W koszu wylądowało także masło do ciała o zapachu cytrynowym BeBeauty. Niestety nie przemówiło do mnie ani zapachem ani konsystencją. Wersji o zapachu mango dałam jeszcze jedną szansę, ale czuję, że skończy jak jej poprzednik :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...