piątek, 18 stycznia 2013

Co dała mojej buzi maska od BingoSpa ?

Dziś przygotowałam dla was kilka słów na temat maski do twarzy ze 100% olejem sojowym od BingoSpa, którą otrzymałam do testów w ramach współpracy.


Co pisze o niej producent?
"Maska do twarzy BingoSpa zawiera 4% czystego oleju sojowego oraz ekstrakt algowo-roślinny
Olej sojowy BingoSpa zawiera 15% nasyconych kwasów tłuszczowych, kwas linolowy, olejowy, palmitynowy, bogaty jest również w witaminę E i naturalną lecytynę. Olej sojowy jest doskonałym emolientem odbudowującym naturalną barierę ochronną skóry oraz dzięki zawartości kwasu linolowego, przywraca skórze właściwy poziom nawilżenia.
Olej sojowy jest dobrze wchłaniany przez skórę, chroni ją przed utratą wilgoci.
Kompleks roślinno-algowy wspomaga regeneracyjne i ujędrniające działanie maski BingoSpa."



Jedyne problemy jakie sprawia mi zazwyczaj moja skóra to nieustanne odwodnienie, szczególnie nasilające się w okresie zimowym. Liczylam więc na efekt nawilżonej i wypoczętej skóry. Czy się doczekałam? Najpierw kilka słów na temat konsystencji, zapachu i takich innych :)

Zapach maski jest przyjemny, niezbyt intensywny.
Otrzymujemy ją (jak to zazwyczaj u BingoSpa bywa) w czarno-białym słoiczku. Szatą graficzną nie powala, ale na opakowaniu możemy znaleźć wszystkie potrzebne informacje.
Sama maska posiada żelową konsystencję, nie spływa z twarzy, z łatwością się zmywa.
Jest baaaaardzo wydajna, ponieważ na prawdę niewielka ilość wystarcza na pokrycie całej twarzy i szyi.

Maseczka nie zapycha, przyjemnie łagodzi skórę i nie powoduje nieprzyjemnego uczucia ściągnięcia.
Skóra jest delikatnie nawilżona, jednak efekt nie utrzymuje się zbyt długo. Maseczka wymaga regularności w stosowaniu. Wtedy dopiero widzimy wyraźne efekty jej działania.

Ja stosowałam maseczkę mniej więcej raz w tygodniu. Nakładałam ją na wilogotną i oczyszczoną skórę i trzymałam przez ok. 15 minut. Później należy zmyć ją letnią wodą.



Skład dla ciekawskich. Niestety same widzicie, że roi się od parabenów.
Na szczęście nie odnalazłam w nim alkoholu, który mógłby mocno podrażniać.


Cena: 12 zł/120g
Myślę, że jest warta wypróbowania :)

Zdaję sobie sprawę, że kosmetyki BingoSpa nie są zbyt popularne. Moim zdaniem jest to spowodowane ich słabą dostępnością. Ale jak już wspominałam przy okazji ostatnich recenzji, warto skusić się na kilka produktów, bo ich jakość oraz cena tworzą zachęcający duet :)

Tutaj znajdziecie moje wcześniejsze recenzje produktów BingoSpa.

środa, 16 stycznia 2013

15 nowych powodów do uśmiechu ...

... kolorowych i po 4ml każdy :)
O czym mowa ? O zestawie nails.inc The Paparazzi, który otrzymałam w prezencie od osoby,
która najwyraźniej BARDZO DOBRZE zna moje lakieromaniactwo :)


Trochę szaleństwa ...


... trochę klasyki i czegoś na smutne, jesienne wieczory ...


... a i topów nie zabrakło :)

Są powody do mruczenia ... czyż nie ? :)
Swatch którego z nich macie ochotę zobaczyć jako pierwszy ? :)

poniedziałek, 14 stycznia 2013

O czym ostatnio głośno w blogosferze ...

... a co sama postanowiłam przetestować 'na własnej skórze' czyli krótka historia jednego zachwytu i jednego bubla. A o czym będzie mowa? O bazie Essence Nail Art Peel Off i o masełku do ust Nivea vanilla&macadamia. Od postów na temat tych dwóch maluchów kilka tygodni temu dosłownie zawrzało w naszej blogosferze.
Kupiłam, przetestowałam i oto moje wnioski :)


Miano bubla otrzymuje baza do samodzielnego ściągania (bez użycia zmywacza).
Co mam jej do zarzucenia?
Przede wszystkim fakt, że jest szalenie nietrwała. Możesz pomarzyć o efektownych paznokciach jeżeli wybierasz się na basen lub masz ochotę na długą kąpiel w wannie. Końcówki ścierają się po 3-4 godzinach (i to nie podczas wykonywania prac domowych!). Samo ściąganie bazy to istny koszmar. Zaledwie na jednym z dziesięciu paznokci (!) baza odeszła (prawie cała) w jednym płacie. Reszta? Dramat. I zdzieranie po którym moje paznokcie nie wyglądały najlepiej.
Odnalazłam pewne zalety, a mianowicie całkiem szybkie wysychanie (tak jak piszą - 10 min, bałam się, że będę musiała czekać dłużej) i niewysoka cena - ok. 8 zł za buteleczkę.
Jednak kupno tej bazy na pewno nie sprawi, że będę na codzień nakładać na paznokcie brokat.
Pozostanie to element 'na wyjście', bo ta baza wcale ich usuwania nie uprzyjemnia.


Za to niekwestionowanym hitem ostatnich dni stało się dla mnie masełko do ust Nivea z wanilią i makadamią.
Zalety ? Nie klei się, nie pozostawia na ustach koloru, a jedynie delikatny połysk, nie ma smaku, pachnie bardzo delikatnie (i szalenie przyjemnie), konsystencja jest kremowa, prawdziwie maślana, ma piękną szatę graficzną (podobnie jak wersja karmelowa czy malinowa), nie kosztuje wiele (cena wacha się między 8-12 zł), łatwo się otwiera. Może jego użycie nie jest zbyt higieniczne, ale ... Ten produkt zdecydowanie jest grzechu wart.
Możecie je znaleźć w aptekach Super-Pharm, w Naturze oraz w Rossmannie.
Dostępne są cztery wersje zapachowe: naturalna, wanilia i makadamia, karmelowa, malinowa.

Miałyście okazję testować któryś z tych dwóch produktów?
Jakie są wasze wrażenia?

sobota, 12 stycznia 2013

Projekt Denko : grudzień .

W tym miesiącu post pod hasłem 'Projekt Denko' wyjątkowo się opóźnił. Jeszcze nigdy nie zdażyło mi się dodawać go prawie w połowie kolejnego miesiąca. Nigdy tak naprawdę nie pisałam często, ale ostatnio znalezienie czasu na jakąkolwiek, nawet małą recenzję graniczy z cudem. A wszystkiemu winna jest uczelnia, która zapełnia mi każdą wolną chwilę. Ale koniec marudzenia, przejdźmy do rzeczy :)


W grudniu miałam okazję zużyć pierwsze dwie (z pięciu!) biedronkowych soli do kąpieli BeBeauty, w których posiadaniu jestem. Denko osiągnęły nawilżająca oliwkowa oraz odżywiająca miód&mleko. Jedna z nich na pewno zagości u mnie częściej. Jestem pewna, że zgadniecie, o której mowa. Oczywiście, że o oliwkowej :)
Sole nie brudzą wanny, kosztują grosze (niecałe 4 zł), wystarczały mi na około 7-10 kąpieli.
Tutaj znajdziecie recenzję jednej z nich.

W tej chwili testuję wersję lawendową i morską, a w kolejce czeka cytrusowa :)


W zeszłym miesiącu zaczęłam bardziej przykładać się do regularnego balsamowania ciała (które cierpi niezmiernie przy tak niskich temperaturach) a przy okazji do denkowania niektórych maseł i balsamów, które już od pewnego czasu zalegają na półkach (a tyle jest innych w zapasie, które chciałabym otworzyć i wypróbować już i natychmiast ;p)

Denko osiągnął jedwab do ciała BingoSpa, z którym bardzo się polubiłam mimo jego dosyć wodnistej konsystencji i słabego wchłaniania się. Tutaj znajdziecie jego recenzję.
Od miesięcy męczyłam też nawilżający mus do ciała Avon z brzoskwinią i różą. Spektakularnego działania nie dojrzałam, zapach był dla mnie zbyt intensywny. Jedyną jego zaletą było szybkie wchłanianie się. Ale generalnie nie byłam nim zachwycona. Z tego co się orientuję nie jest on już dostępny w stałej ofercie.
Ostatnim produktem z tej kategorii jest moje małe odkrycie - odżywczy balsam do ciała z bio olejkiem arganowym i słodką pomarańczą Eveline. Wspaniały zapach, duża wydajność, szybkie wchłanianie, niska cena (500 ml za około 10-12 zł), wygodna pompka, a jakie działanie ... Problem jest jeden - nie jestem w stanie nigdzie znaleźć tego produktu (wszędzie widzę wersję bez pomarańczy). Konia z rzędem temu, kto odnajdzie tą konkretną wersję.


W kategorii "dłonie i stopy" udało mi się wykończyć kolejny krem do rąk (zawsze to dla mnie mały sukces, ile ja ich mam pootwieranych i walających się w różnych miejscach...). Isana z olejkiem migdałowym nie pozostawiała tłustego filmu na dłoniach, więc idealnie nadawała się do torebki (nienawidzę nakremowanych dłoni, które później zostawiają na wszystkim ślady). Kupiłabym ponownie, ale inną wersję zapachową. Ta mi się już nieco znudziła :)
Wykończyłam także mój pierwszy produkt od Radox - mydło do rąk o świeżym, nieco męskim zapachu (tymianek i olejek z drzewa herbacianego). Bardzo przypadło mi do gustu.
Ostatni w tej kategorii jest kremowy pumeks wulkaniczny z serii Kuracja Parafinowa od Bielendy, który dobrze wygładzał stopy po użyciu prawdziwego pumeksu.


Jeżeli chodzi o włosy to odkryłam linię szamponów naprawdę dobrze działających na moje włosy (i na mój portfel) a mowa o produktach Cece Of Sweden dostępnych w sieci Rossmann za zawrotną cenę 11,90/500 ml. Pomijając cenę i działanie, warto kupić dla samego zapachu. Wersja czereśniowa poprawiała mi humor co ranek :)
Wykończyłam też lakier Syoss. Wykończyłam i póki co wróciłam do 'mojego' czarnego Taft, chociaż już powoli zaczynałam przyzwyczajać się do hełmu, który tworzył ten czarno-zielony cudak :) Myślę, że kupię ponownie - przydaje się do bardziej misternych fryzur (np. 'na zmywak' - bo moja najbardziej skomplikowana fryzura to kok zrobiony na wypełniaczu :D)


Płyn micelarny Ziaja Ulga zupełnie nie nadaje się do demakijażu oczu, ale już do oczyszczania twarzy jak najbardziej :) Bezzapachowy, hypoalergiczny, nie podrażniał mnie. W składzie nie doszukałam się alkoholu ani parabenów. Myślę, że mogę polecić, ale czy ja do niego wrócę? Teraz testuję płyn od Corine de Farme i ten chyba bardziej przypadł mi do gustu :)
Szamponu Bambi od Polleny (kto z nas nie pamięta go z dziecięcych lat? :) używałam do mycia pędzli. Już zaopatrzyłam się w kolejną butelkę. W odróżnieniu od Babydream, nie pozostawia na nich intensywnego zapachu.


Na sam koniec pozostawiłam dobrze już wam znane saszetki z wulkanicznym peelingiem i maską-serum do stóp od Perfecty, do których często wracam i które z czystym sercem mogę polecić.
Musiałam też wyrzucić przeterminowane korektory ForgetIt! od Essence, które rzadko kiedy tak naprawdę używałam.

Podsumowując: 13 pełnowymiarowych produktów.

Macie jakieś swoje doświadczenia z tymi produktami?
Coś lubicie? Coś zupełnie was nie zachwyciło?

piątek, 11 stycznia 2013

Czym zostałam obdarowana i co sama sobie sprezentowałam czyli ...

... czyli dostawa prosto z Austrii i ze Słowacji . Zaprzyjaźniona dobra duszyczka (której trzeba teraz życzyć duuuużo zdrowia :*) przywiozła mi z sylwestrowego wyjazdu kilka drobiazgów rodem z DM :


Krem do rąk (z pompką <3) Dark Glamour
Malinowy balsam do ciała Balea
Olejek do włosów suchych i łamliwych z migdałem i olejkiem arganowym


Żele pod prysznic z limitowanej , zimowej edycji : o zapachu figi i czekolady oraz wiśni i migdałów .

I mnie samej zdarzyło się kilka dni później (w moje urodziny!) być w pobliżu tej drogerii więc do koszyka wpadło kilka pozycji z listy "obowiązkowej", a i na kilka małych kaprysów też znalazło się miejsce :)


Mydła w płynie: Alverde o zapachu migdałów z karmelem oraz Balea o zapachu limetki i zielonej herbaty .


Sole do kąpieli - dzika róża&irys i passiflora&lotos


Balsam do ciała z tej samej zimowej limitki , niestety odnalazłam tylko figę&czekoladę
Krem do stóp z 10% urea Balea
Odżywka do włosów brązowych Balea


Woda termalna - kolejne opakowanie , bardzo mi służy :)
Żel do golenia mleczno-brzoskwiniowy za grosze


Recenzje wkrótce :)
A wy ? Któregoś z powyższych produktów używałyście ?
Na którą recenzję będziecie czekać najbardziej ? :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...