Dziś pora na słów kilka na temat produktu, z którym wiązałam spore nadzieje. Mowa o wodoodpornym eyelinerze od Barry M. Dopadłam go przy okazji spotkaniowej wymianki, pomazałam po ręce, potarłam i ... nic! Myślę sobie: firma niezła, kolor wymarzony... W dodatku trzyma się jak marzenie. Nic tylko brać. Dalej niestety nie było tak pięknie...
Pecha mam jakiegoś do niebieskich eyelinerów i wiem, że nie jestem jedyna (Kasia łączę się w bólu :) Był już Essence, był Alverde. Każdy piękny w opakowaniu, każdy beznadziejny na powiekach. Również w wypadku Barry M powtarza się znana i (nie)lubiana historia. Eyeliner rozmazuje się, ciężko jest nałożyć go równomiernie (pośrodku zostaje puste, całość rozchodzi się na boki). Na ręce jest metaliczny, w intensywnie morskim odcieniu. Ciężko go domyć płynem do demakijażu, a co dopiero zetrzeć ręką. Na oczach znika w momencie. Jedynie jego kremowa konsystencja i opakowanie z chowanym pędzelkiem wypada na plus.
Ja niestety mówię mu nie. Ten niebieski cudak trafia do wymiany.
Może na innych powiekach będzie sprawował się lepiej... :(
jejku , jest przecudowny !
OdpowiedzUsuńCudny cudny ale jaki kiepski...
Usuńte niebieskie eyelinery to zło! :P
OdpowiedzUsuńja ma to samo z niebieskimi eyelinerami w słoiczku.. każdy wygląda na powiece masakrycznie, nakłada się zbyt grubo i szybko schodzi lub nie widać ładnie koloru ;\
OdpowiedzUsuńA jakies dobre niesloiczkowe mozesz mi polecic?
UsuńKolor piękny szkoda tylko, że nie sprawdza się na powiekach :( Przy okazji zapraszam Cię do wzięcia udziału w moim rozdaniu z okazji roczka bloga. Do wygrania są dwa zestawy kosmetyków :D
OdpowiedzUsuńkolor marzenie ;)
OdpowiedzUsuńTo ja go nie chcę :(
OdpowiedzUsuń