O produktach firmy Sylveco słyszy się ostatnio sporo dobrego. Że niezbyt drogie, że naturalne, a w dodatku polskie. Mi również przypadła w udziale możliwość przetestowania kilku produktów tej firmy. A że mały wykład Angel na temat kremów do twarzy tylko umocnił mnie w przekonaniu, że warto przestawić się na coś naturalnego, na pierwszy ogień poszły kremy dedykowane właśnie tej części naszego ciała.
Krem brzozowo-nagietkowy z betuliną
Już na pierwszy rzut oka można rozpoznać, że krem różni się od tych dostępnych powszechnie w drogeriach. Nie posiada on w sobie żadnych dodatków zapachowych ani sztucznych barwników, co widać i ... czuć. Zapach nie jest odrzucający, ale odczuwałam przyjemniejsze aromaty :) Po zapoznaniu zmysłowym (:)) warto spojrzeć na skład. Nawet taka ignorantka jak ja zauważy, jak dobrze jest :) Trio olei: jojoba, sojowy oraz z pestek winogron. Ekstrakt z nagietka. Betulina, o której właściwościach poniżej. Jedynie w temacie wosku pszczelego mam małe wątpliwości (czy to dziadostwo przypadkiem dosyć często nie uczula?) Krem jest dosyć ciężki i tłusty, więc najlepiej stosować go na noc. Pozornie dosyć zbita konsystencja dobrze rozprowadza się na skórze, gorzej z wchłanianiem, potrzeba na to dłuższej chwili.
Jeszcze w temacie składu. Betulina to samo dobro: stanowi naturalny antyoksydant, chroni skórę przed czynnikami rakotwórczymi, zmniejsza świąd, łagodzi objawy atopowego zapalenia skóry czy łuszczycy, reguluje wydzielanie sebum, ma działanie przeciwgrzybicze, przeciwzapalne, przeciwwirusowe, pobudza syntezę kolagenu i elastyny, poprawia ukrwienie i koloryt skóry, reguluje gospodarkę lipidową... I to jeszcze nie wszystkie zastosowania!
Lekki krem brzozowy
W wypadku tego kremu pierwsze co rzuciło mi się w oczy to higieniczne i wygodne opakowanie. Pompka typu "air less" zdecydowanie ułatwia zużycie kremu do końca i uniemożliwia przedostawanie się do środka produktu bakterii wprost z naszych paluchów :) Zadecydowałam, że ten produkt będę stosować na dzień. Nie jest to jednak dobre rozwiązanie przy tych nieludzko wysokich temperaturach, które nawiedzały Polskę w ciągu ostatnich tygodni. Produkt ten tworzy wtedy na skórze dosyć nieprzyjemną warstwę, co sprawia, że jedyne na co mamy ochotę to zmyć go jak najszybciej. Miałabym również wątpliwości w temacie nazywania go lekkim... Ale nie ma co marudzić, bo najważniejszy jest fakt, że działa, a przy normalnych temperaturach dobrze współpracuje z podkładem. Jeśli chodzi o skład, podobnie jak w wersji nagietkowej - samo dobro. Oleje, betulina...
Po ponad miesiącu stosowania tego duetu zaczęłam zauważać pierwsze zmiany. Przede wszystkim moja skóra stała się mniej wrażliwa i nieco zmniejszyła się jej skłonność do podrażnień. Widzę też zmianę na lepsze jeśli chodzi o poziom nawilżenia, ale jestem bardzo ciekawa czy te kremy "zdadzą egzamin" również zimą, kiedy przesuszenia i zaczerwienienia to mój chleb powszedni...
Póki co jestem bardzo na tak :)) Teraz pora na pomadkę ochronną i balsam do ciała :)
Na koniec najważniejsze! Jak wam się podoba nowy "dizajn" mojego bloga? :) To wszystko sprawka super-utalentowanej Asi, której należą się wielkie, wielkie podziękowania :)) Jesteś wielka!
***
Fakt, że otrzymałam produkt bezpłatnie nie wpływa na moją ocenę.
Dziękuję firmie Sylveco za możliwość przetestowania tego produktu.
Balsam do ciała SYLVECO to kosmetyczna rozkosz! ;) Lekki krem brzozowy nawet mojej kapryśnej cerze przypasowała i stanowi świetną bazę pod podkład mineralny. Krem nagietkowo-brzozowy czeka na użycie, ale trochę się boję, że ilość olei może mnie zapchać. Wosk pszczeli aż tak nie uczula jak pyłek pszczeli (chyba ;p)
OdpowiedzUsuńJeśli nie zapchał Cię ten pierwszy to drugi też nie powinien - mają identyczny skład, no poza wyciągiem z nagietka :)
UsuńJa uwielbiam ten "lekki" krem, ale drugie cudo jakoś średnio przypadło mi do gustu ;)
OdpowiedzUsuńchyba muszę się zaopatrzyć w takie produkty :)
OdpowiedzUsuńO marce Sylveco ostatnio dużo czytałam więc chyba muszę się skusić na jakieś ich kosmetyki :-)
OdpowiedzUsuńWłaśnie sobie nałożyłam solidną porcję kremu natłuszczającego (tego pierwszego), tak w formie maseczki niemalże (jako że niedziela jest i nigdzie nie wychodzę) bo nie tylko nawilżanie jest ważne, ale też natłuszczanie, od czasu do czasu :) Cieszę się, że baczniej dobierasz produkty do twarzy, po latach będziesz zadowolona :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie zdążyłam przetestować :P
OdpowiedzUsuńNie miałam nic z tej firmy, czas to zmienić :D A nowy wygląd bloga zdecydowanie na plus :)
OdpowiedzUsuńIch balsam uratował mi skórę jak mnie spiekło! Uwielbiam już! A ten żółty krem dla mnie jest jednak troszkę za tłusty, bo strasznie zatyka mi pory. Ale z drugiej strony mam po nim lepiej nawilżoną cerę. Drugiego jeszcze nie próbowałam ;)
OdpowiedzUsuńnie mialam :D
OdpowiedzUsuńJeśli masz ochotę zapraszam do mnie ;)
wiolka-blog.blogspot.com
ten brzozowy planuje kupić na jesień i zimę
OdpowiedzUsuńJa na razie w pełni oddałam się balsamowi do ciała. Jest naprawdę świetny a moja sucha skóra już krzyczy że chce więcej :) też do gustu bardzo przypadły mi te pompki, to genialne rozwiązanie :) krem nagietkowy mnie trochę przeraża. Mam kilka swoich sprawdzonych kremów do twarzy i zawsze boję się używać czegoś nowego. Do tego na początku do calej serii podeszłam z dystansem. Nie byłam pewna jak mój organizm przyjmie zapach bo ja to zazwyczaj lubuję się w jak najbardziej pachnących kosmetykach :) a o dziwo zapach się przyjął!
OdpowiedzUsuń