czwartek, 31 października 2013

Iście diabelska czerwień.


Przy okazji ostatnich grupowych zakupów w drogerii eZebra moja kolekcja lakierów wzbogaciła się o dwie nowe buteleczki Essie - Hip-anema oraz Sweet Talker. Dzisiaj chcę pokazać wam numer 1 - iście diabelską czerwień, która pochodzi z tegorocznej kolekcji Madison Ave-Hue. Na taki intensywny kolor bez malinowych tonów miałam ochotę już od dawna. Fajnie wpisuje się w klimat halloween (i idealnie pasował do mojego wczorajszego stroju diablicy :).
A wy? Jak zapatrujecie się na fenomen Essie?
Ja czuję się usprawiedliwiona - za każdą z buteleczek zapłaciłam zaledwie 9,99 zł. Jednak lakiery tej firmy nie porywa mnie na tyle, by wydać na nie więcej.



piątek, 25 października 2013

Akcja: Rusz się i podaj dalej!


Już dobrych kilka tygodni temu skończyłam ćwiczyć z płytą, którą otrzymałam w ramach akcji zapoczątkowanej przez Paczajkę. Pisałam o tym tutaj.
Teraz szukam chętnej, która podejmie wyzwanie i zechce przejąć po mnie ten zestaw.
Są tutaj jakieś chętne?

wtorek, 22 października 2013

Kolor jesieni.



Golden Rose Color Rich nr 31 to jeden z lepszych wyborów lakierowych, jakich dokonałam w ostatnim czasie. To piękna, głęboka śliwka, jakiej szukałam od dawna. Idealny kolor na jesień. Jeżeli chodzi o jakość to seria Color Rich po raz kolejny mnie nie zawiodła - szeroki pędzelek, świetna pigmentacja a co się z tym wiąże - dobre krycie po nałożeniu zaledwie pierwszej warstwy. W dodatku zapłaciłam za niego tylko 4,99 zł. Tak, tak, tak!

środa, 16 października 2013

Jesienna Herbata Blogerska - relacja :)

Dnia 12 października 2013 roku, za przyczyną Kasi oraz Kapryska, w miejscu już dobrze znanym mi z różnych nieco bardziej kameralnych kaw blogerskich spotkałyśmy się my - 11 uśmiechniętych śląskich babeczek zwanych inaczej blogerkami kosmetycznymi :)
Po co? Aby celebrować Jesienną Herbatę Blogerską.
(która, prawdę powiedziawszy, herbatą nie była...)



Czas od 15 do 17 zleciał zbyt szybko, ale niestety inne obowiązki mnie wzywały, więc musiałam szybko znikać. Mam nadzieję, że następnym razem uda mi się posiedzieć do odpowiednio późnej godziny :))
A co się działo w ciągu tych dwóch godzin?
Była pyszna kawa (no w moim przypadku koktajl owocowy) i coś słodkiego. Była tradycyjna wymianka. Było spotkanie z dwoma sympatycznymi mężczyznami... Ale nie myślcie sobie za wiele ;) Panowie przybyli do nas by opowiedzieć nam o firmie Tomil oraz przedstawić swoje produkty. To oni zafundowali nam również nasze kawy o czym dowiedziałyśmy się dopiero po ich wyjściu, więc tylko tutaj mam możliwość gorąco podziękować :) Znalazła się również chwila czasu na szczegółowy wykład Kasi o dzbankach filtrujących Dafi, które dzięki staraniom organizatorek otrzymałyśmy do przetestowania. A poza tym były oczywiście rozmowy, masa śmiechu i kilka nowych twarzy, z których poznania bardzo się cieszę :)

Poza organizatorkami w spotkaniu uczestniczyły:

Zdjęć nie robiłam, więc dzięki uprzejmości dziewczyn wrzucę kilka z tych, które od nich dostałam :)

Fociaczki, fociaczki... ;p 






Zdjęcie z dzbankami musi być :D

Przekazać nam różne dobroci zdecydowały się następujące firmy:


Pamiątki od Organizatorek ;* 









 Spersonalizowana bransoletka stworzona przez Alę ;*


Nie pozostaje nic innego jak podziękować :) Za wspaniałe towarzystwo, za perfekcyjną organizację... :) Czekam na oficjalną Drugą (może zimową?) Herbatę Blogerską :)

niedziela, 13 października 2013

Łagodny szampon oraz pianka do włosów Olsson Scandinavia.

Znacie markę Olsson Scandinavia? Nie? Ja też do niedawna o niej nie słyszałam. Są to kosmetyki przeznaczone do pielęgnacji oraz stylizacji włosów dla osób, które mają skłonności do alergii i podrażnień skóry głowy. Zalecane są dla dzieci, astmatyków czy kobiet w ciąży. Na szczęście problemów ze skórą głowy do tej pory nie doświadczyłam. Za to zawsze jestem chętna do przetestowania wszelkich nowości więc oba produkty długo nie czekały na swoją kolej.


Na pierwszy ogień idzie szampon. Muszę powiedzieć, że zaspokoił wszystkie moje zachcianki :) Skromna i przyjemna szata graficzna, której kolorystyka cieszy oko. Przemyślane opakowanie - miękka tuba z wygodnym otwarciem. Szampon jest mocno wodnisty. Intensywnie się pieni, więc wystarczy nałożyć niewielką ilość. Jest praktycznie bezzapachowy i nie ma też żadnej barwy. Dobrze się spłukuje i nie wymaga późniejszego nałożenia odżywki (!). Moje włosy trzymają się po jego użyciu przyzwoicie - ok. 2 dni po umyciu wyglądają nieźle. W składzie gdzieś na końcu odnajdziemy mający za zadanie nawilżać naszą skórę wyciąg z aloesu, o którym wspomina producent. A co do składu właśnie... Niby wszystko ładnie, pięknie, ale już na drugim miejscu odnajdziemy SLS, o którym można wyczytać, że jest substancją działającą drażniąco na skórę. Ja nie zauważyłam żadnych skutków ubocznych, ale jeśli produkt reklamuje się jako idealny dla osób z wrażliwą skórą głowy, to coś mi tu nie gra... Niech mnie ktoś poprawi jeśli się mylę oczywiście, bo specjalistką od składów to ja nie jestem :) Minus odnajduję również w dostępności i ... cenie. Za 325 ml produktu zapłacimy aż 50 zł. 


Pora na piankę. I to nie taką normalną piankę. To jest pianka... w aerozolu. A Kasia ostrzegała: "zapryskasz sobie całą łazienkę i przy okazji całą siebie". Nie myliła się. Nie wiem czy podoba mi się ta "nowoczesna" forma. Ani to wygodne, ani efekt nie zachwyca... Pianka, która wydostaje się z opakowania jest dosyć wodnista, zupełnie nie przypomina tych znajomych mi i dostępnych na naszym rynku. A jakie efekty zauważyłam po jej użyciu? Sklejone i obciążone włosy. Nic poza tym. Do tej pory nie używałam takich produktów i niestety to cudo nie sprawiło, że od teraz zacznę. Cena? Również nie zachęca - za 250 ml produktu zapłacimy również 50 zł. Ja mówię nie.

***
Fakt, że otrzymałam produkt bezpłatnie nie wpływa na moją ocenę.
Dziękuję firmie Olsson za możliwość przetestowania tego produktu.

poniedziałek, 7 października 2013

Z pamiętnika narzeczonej cz. II

Jeszcze kilka miesięcy temu, gdy publikowałam post z inspiracjami ślubnymi, pisałam wam, że nie mamy z Moim Lubym upatrzonej żadnej konkretnej daty ślubu. Ba, nawet nie sądziliśmy, że jeszcze w ciągu tego roku zaczniemy wszystko powoli planować. Postanowiliśmy jednak, że tak właściwie nie mamy na co czekać i na dziś dzień mogę wam powiedzieć, że 7 sierpnia 2014 roku stanę się oficjalnie panią L. :)

Kilka umów zostało już podpisanych, kilka decyzji podjętych, jednak cały ogrom załatwiania jest jeszcze przed nami. Na szczęście najtrudniejsza (dla mnie :) decyzja została już podjęta - moja suknia została już zakupiona i czeka na pierwszą przymiarkę pod koniec czerwca. Przy tej okazji mogę gorąco polecić wam salon sukien ślubnych Anna w Katowicach. W 100% profesjonalne porady konsultantki z wieloletnim doświadczeniem rzeczywiście pomogły mi podjąć tą ważną decyzję :)

Ale nie na temat sukni chciałam dziś powiedzieć wam kilka słów. Jak wiadomo, przed ślubem i weselem (nawet tak niewielkim jak nasze) formalności oraz spraw do załatwienia jest cała masa. Łatwo się w tym wszystkim pogubić, szczególnie gdy nie posiadamy organizatora, który pamięta za nas o wszystkim :) A nawet jeśli takowa postać zajmuje się planowaniem naszego Wielkiego Dnia, zawsze fajnie jest mieć pamiątkę, miejsce, w którym zapisany mamy każdy najdrobniejszy szczegół. Dla mnie takim miejscem jest organizer ślubny. Niedawno, jako świadkowa szukałam dla przyszłej Panny Młodej pomysłu na "przedślubny" prezent. Wtedy trafiłam na Notatnik Panny Młodej oraz Organizer Ślubny MyMission. Teraz, przy okazji planowania mojego własnego wesela otrzymałam możliwość przetestowania obu organizerów i podzielenia się z wami moimi wrażeniami.






* Usztywniana okładka.
* Wykonany w formie kołonotatnika.
* Minimalistyczny, praktycznie w całości w kolorze białym, z delikatnymi akcentami różu.
* Sporo miejsca na własne notatki.
* Zaprojektowany w formie niedbale nakreślonego notatnika.
* Niewiele porad, za to dosyć szczegółowy plan działania "co i kiedy?".
* Mam wrażenie, że jakość kartek zdecydowanie się polepszyła. Kupując go prawie rok temu przyjaciółce zauważyłam, że kartki są pożółknięte i nie wyglądają zbyt elegancko. Teraz kartki wyglądają zdecydowanie przyjemniej i co ważne PORZĄDNIEJ
* Notatnik podzielony jest na 4 części: ślubne ABC, przygotowania, organizacja oraz kontakty; pozwala to na łatwiejsze poruszanie się oraz szybsze odnajdywanie informacji.
* Bardzo przydatne są przeźroczyste koszulki oraz kieszonki wewnątrz, w których możemy umieścić różne dokumenty, wizytówki. Niestety mają rozmiar mniejszy niż A5...
* Przyda się również wyszczególniony na samym końcu dział "kontakty", wreszcie mogę szybko znaleźć potrzebny mi numer :)
Cena: 59 zł






* Sporym minusem dla mnie jest okładka, która jest niestety dosyć miękka oraz większa wymiarowo niż reszta kartek, przez co noszona w torebce może z łatwością wyginać się i niszczyć.
* Organizer wykonany jest również w formie kołonotatnika co zawsze działa na plus :)
* Poza miejscem na nasze notatki możemy również poczytać co nieco na temat kwiatów, transportu, przesądów ślubnych czy ubioru pana młodego. Pomocne okazuje się również kalendarium ślubne.
* W środku możemy odnaleźć także zdjęcia innych par młodych, przykładowych sukienek czy bukietów, stanowi to przyjemne urozmaicenie :)
* Na kartkach Organizera odnajdziemy psychotest dla Panny Młodej dotyczący wyboru sukni ślubnej oraz test dla przyszłych małżonków. Rzecz może i zbędna, acz zabawna :)
* Całość utrzymana jest w różach i fioletach.
* Organizer nie jest tak minimalistyczny jak Notatnik.
* Muszę przyznać, że najbardziej urzekła mnie tylna okładka :))
Cena: 49,90 zł

Ceny obu organizerów są dosyć wysokie, ale nie ma co się dziwić - nie mają one do tej pory zbyt wielkiej konkurencji na rynku. Sam pomysł podoba mi się bardzo, uważam, że jest to świetny prezent dla kogoś bliskiego lub dla samej siebie. Oba mają i wady i zalety, same musicie zdecydować który przemawia do was bardziej :)

niedziela, 6 października 2013

Projekt Denko: wrzesień.

Witajcie :) Mróz za oknem, dłonie wołają o rękawiczki, a szyby w samochodzie codziennie rano wymagają kilkuminutowego odszraniania. Znacie to? Aż ciężko uwierzyć, że mamy dopiero początek października. A skoro październik to pora na wrześniowy Projekt Denko :)



Hydrolat rumiankowy bułgarski ZSK
Sprawdził się u mnie podobnie jak jego poprzednik z róży, może nie pachniał tak przyjemnie, ale dobrze oczyszczał, zmywał resztki kremu i odświeżał skórę o poranku.

Płyn micelarny dla skóry wrażliwej BeBeauty
Raczej nie do demakijażu oczu (wolę gęściejsze i bardziej treściwe produkty), ale świetny w temacie domywania reszty twarzy :) W dodatku tani jak barszcz. Prędzej czy później pewnie skuszę się na Biodermę, ale póki co ten produkt mnie zadowala :) 

Mleczko nagietkowe Ziaja
Do tej pory mój ulubieniec, nawet jeszcze jedną butelkę w zapasie mam. Mało który produkt tak dobrze radzi sobie z demakijażem oczu. Jednak po bliższym zapoznaniu się ze składem stwierdziłam, że chyba pora poszukać czegoś lepszego. Macie dla mnie jakieś propozycje?


Zmywacz do paznokci Essence o zapachu kokosa i papai
Baaardzo fajny zmywacz (chociaż wersja truskawkowa, której używam teraz urzekła mnie swoim zapachem jeszcze bardziej), dostępny niestety tylko w Hebe. Cudnie pachnie, z łatwością zmywa się nim nawet brokaty. Jedynym minusem jest kiepski dozownik, łatwo wylać za dużo.

Maseczka Last Minute z naturalnym kolagenem Lagenko
Może ja jestem jakaś dziwna (albo mam za dużą powierzchnię twarzy tym razem ;p), ale ta maseczka wystarczyła mi zaledwie na jedno użycie... Całkiem niezła, a przede wszystkim naturalna, ale efekty po jednorazowej aplikacji nie powaliły na kolana. Jak na maseczkę 'last minute' mającą za zadanie poprawić natychmiastowo kondycję skóry, efekty nie są zadowalające, ba! są prawie niezauważalne... W dodatku dosyć ciężko połączyć kolagen z glinką, której jest znacznie więcej. Nie moja bajka niestety.


Top coat Essie Good to go
Ten top jest rewelacyjny. Już rozumiem o co tyle szumu. Niestety połowa idzie do wyrzucenia, bo zgęstniał i ciągnie się już okrutnie. Pora kupić drugą buteleczkę.

Odżywka do paznokci 8w1 Eveline
Lubię, używam jako bazę pod lakier i póki co mi nie zaszkodziła. Przyznam - po postach kilku dziewczyn nieco się wystraszyłam i odstawiłam ją na jakiś czas. Kilka miesięcy temu wróciłam i jestem zadowolona.


Regenerująco-łagodzący krem do rąk z rumiankiem Green Pharmacy - recenzja tutaj

Winogronowy peeling do ciała BeBeauty
Niespecjalnie przypadł mi do gustu, głównie ze względu na zapach. Ze wszystkich trzech dostępnych wersji zapachowych to borówka urzekła mnie najbardziej, a winogrona uplasowały się na ostatnim miejscu. Zdzieranie dosyć delikatne, w sam raz na co dzień. Wydajność kiepska, ale cena również niewygórowana. Powtórki raczej nie przewiduję.

Nawilżane chusteczki z dodatkiem rumianku i aloesu BabyDream
Jak zwykle w Projekcie Denko pojawiają się moje ulubione nawilżane chusteczki :)


Jodowo-bromowa kąpiel solankowa o zapachu bzu Z apteczki Babuni Joanna - recenzja tutaj

Nawilżająca sól do kąpieli z ekstraktem z oliwek BeBeautyrecenzja tutaj
Niestety ta sól została już wycofana... :(


Odżywka do włosów farbowanych i rozjaśnianych Diplona Professional
Mile zaskoczyła mnie ta odżywka, bo za niewielką cenę spełniła praktycznie wszystkie moje wymagania. Mamy tutaj bardzo wygodny dozownik, niską cenę, widoczne przedłużenie trwałości koloru i wygładzenie włosów. Nakładana na włosy do połowy długości nie obciążała ich i nie powodowała szybszego przetłuszczania. Duży plus!

Szampon borowinowy z dodatkiem 5 ziół BingoSparecenzja tutaj


Masło do twarzy i ciała Cztery Pory Roku o zapachu melona i masła awokadorecenzja tutaj

Masło do ciała Honeymania The Body Shoprecenzja tutaj


Szampon bez SLS i SLES z olejem z pestek moreli BingoSpa
Na temat tego delikwenta za kilka dni pojawi się osobna recenzja więc bądźcie czujne :)

Suchy szampon Batiste Blush
Działanie tak dobre jak w przypadku wersji Tropical, zapach średni. Teraz pora na przetestowanie wersji dla brunetek :) Ale jedno pozostaje niezmienne - myślę, że Batiste będę wierna długo, długo.

Podsumowując: 18 pełnowymiarowych produktów.

środa, 2 października 2013

Różnie to bywa z nowinkami.


Na początku należy się wam kilka słów wyjaśnienia. Recenzja, którą zaraz (mam nadzieję :) przeczytacie nie opiera się na dwóch czy trzech użyciach próbki produktu o pojemności 50 ml. Pełnowymiarowy produkt miałam okazję testować przez ponad tydzień w trakcie babskiego wyjazdu. Niestety zdjęcia pełnowymiarowej butli nie zdążyłam cyknąć, jest więc to co jest :)
Pora przejść do rzeczy. Nie czułam się skuszona, gdy zobaczyłam zapowiedzi innowacji, jaką jest balsam do ciała pod prysznic. Jestem wielbicielką długich i gorących kąpieli, a później długiego i intensywnego wcierania w siebie różnych wonności :) Okazja ostatecznie nadarzyła się sama, przyjaciółka balsam zakupiła więc i ja sprawdziłam o co tyle szumu. Po wypróbowaniu tego produktu muszę przyznać, że mam mieszane uczucia. Przede wszystkim nie do końca pojmuję teorię o "oszczędności czasu". Ok, tuż po wytarciu ciała możemy wskoczyć w ubrania i pędzić. Ale samo nałożenie balsamu oraz późniejsze jego spłukanie zajmuje mi sporo czasu. Efekt nawilżenia też na kolana nie powala. Jeśli produkt nałożymy obficie, nawilżenie można wyczuć, jednak jest ono krótkotrwałe. Trzeba również uważać na to, jak mocno spłukujemy z siebie resztkę balsamu tak aby cokolwiek nam na skórze zostało. Nie pozostaje po nim również tłusty film, co może działać na korzyść produktu latem, kiedy nie chcemy odczuwać dyskomfortu czy uczucia "lepienia się".
Plusem jest dla mnie zapach. Balsam pachnie tym prawdziwym kremem Nivea, co budzi we mnie nostalgię :) Na skórze na szczęście nie pozostaje. Produkt jest stosunkowo drogi (cena za największą butelkę to ok. 20 zł), kiepsko też z jego wydajnością, ponieważ na ciało nakładamy go w dużej ilości (coby później poczuć jakikolwiek efekt).
Podsumowując, uważam, że ten produkt jak najbardziej sprawdzi się przy nieludzkich upałach. Ewentualnie jeśli ktoś nie ma tyle cierpliwości lub czasu by czekać na jego wchłonięcie się. Jednak dla mnie nie jest to opcja na co dzień, moja skóra potrzebuje zdecydowanie większego kopa nawilżającego.

A jakie są wasze wrażenia?
Skusiłyście się na tą nowinkę?

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...