sobota, 29 czerwca 2013

Dziewczyny lubią brąz...

 
 Nie pomylicie się wiele nazywając mnie nudną. Wystarczy zajrzeć do mojej szafy by zrozumieć, że 'monokolorowość' jest moją cechą charakterystyczną. Jedynym szaleństwem, na które sobie pozwalam jest biżuteria oraz kwieciste sukienki i spódnice XXL. Poza nimi króluje czerń. W temacie kolorówki jest podobnie. Kolorowy lakier, eyeliner w ciekawym odcieniu... Na tym moja lista szaleństw się kończy. Dlatego nie powinien was zdziwić wybór mojej ulubionej kolorówki z ostatnich tygodni (a w niektórych przypadkach nawet miesięcy). Są to produkty tanie, dobre jakościowo i moim zdaniem zdecydowanie grzechu warte. I w dodatku bezpiecznie brązowe!

Mineral Brow & Eye Liner Vipera w kolorze nr 02





Ten eyeliner to odpowiednik nieco droższego produktu Rimmel. Wreszcie odnalazłam brąz w ciepłym (a nie jakimś dziwnie błotnistym) kolorze :) Dzięki chowanemu pędzelkowi eyeliner łatwo wrzucić do torebki i dokonać niezbędnych poprawek w trakcie dnia. Bez problemu jesteśmy w stanie narysować prostą i precyzyjną linię. Eyeliner nie odbija się na powiece, nie rozmazuje, utrzymuje się przez 6-7 godzin. W konsystencji jest nieco bardziej wodnisty niż żelki od Essence. Jestem nim szczerze zachwycona.

Puder brązujący Skin Match 4Ever Bronze Astor 002 Brunette






Jeśli kiedykolwiek go wykończę to czuję, że jest to produkt, do którego będę powracać. Umieszczony jest w wygodnym opakowaniu, w którym odnajdziemy pędzelek (mniej potrzebne...) oraz lusterko (rewelacja!). Otwieranie nie grozi połamaniem wszystkich paznokci, ale też nie ma ryzyka, że puder w torebce otworzy się i zniszczy. Produkt jest w 100% matowy co bardzo mi odpowiada. Nie odnajdziemy w nim też pomarańczowych tonów. Na mojej skórze utrzymuje się przez ok. 4-5 godzin bez konieczności poprawek. Efekt jest naturalny, puder nie tworzy plam, nie smuży. Gdybym miała przyczepić się do czegokolwiek to chyba tylko do ceny - mogłaby być nieco niższa... Za nieco ponad 7 g produktu zapłacimy ok. 35 zł.

Paletka cieni Absolute Nude Catrice



Powiedzmy to sobie otwarcie... Biednej studentki nie stać na Naked. A ta paletka stanowi jej nieco okrojony, ale dobry jakościowo zamiennik. 6 delikatnych cieni, o satynowym wykończeniu, które równie dobrze wyglądają solo jak i w połączeniu. Dobrze sprawują się bez bazy, są dosyć dobrze napigmentowane (szczególnie ciemniejsze) i nie zbierają się w załamaniach. Krzywdy sobie dzięki nim nie zrobisz, a to dla mnie najważniejsze. Pozbyłam się trzech Sleeków. Teraz będę wierna temu cudakowi :) Do paletki dołączony jest aplikator - z jednej strony gąbeczka, z drugiej pędzelek do rozcierania. Ale ja jednak wolę swoje pędzle :)

czwartek, 27 czerwca 2013

Rumiankowo mi.


W ramach nagrody po dosyć zaganianym tygodniu postanowiłam zrobić sobie dzisiaj rano mały 'Poranek SPA'. Maseczki, peelingi, oleje... Cuda na kiju :) Przy tej okazji udało mi się zdenkować produkt, z którym mimo bolesnych początków polubiłam się ostatnio bardzo. O czym mowa? O peelingu solnym z rumiankiem i imbirem od Green Pharmacy.


Nie najlepiej wspominam moje pierwsze spotkanie z kosmetykami GP. Elixir, który z moimi włosami nie robił zupełnie nic, szampony pełne SLS'ów... Kosmetyki były stosunkowo tanie, reklamowane jako 'naturalne', ale spoglądając na skład nawet taki ignorant jak ja był w stanie stwierdzić, że z naturą te produkty wiele wspólnego nie miały.

Na szczęście ostatnio wszystko zaczęło zmierzać w nieco lepszym kierunku. Bolesne początki? Wyobraźcie sobie, że to mój pierwszy peeling z solą w roli zdzieraka. Do tej pory nie myśląc zbyt wiele wybierałam cukrowe (nie kierując się przy tym żadnymi konkretnymi pobudkami). Przestrzegam was zatem przed używaniem peelingów solnych jeśli macie podobnie jak ja nieznośny nawyk obgryzania skórek przy paznokciach. Porzućcie wasze zdzieraki. Lub porzućcie nawyk. Ja po pierwszym podejściu (które okazało się wyjątkowo bolesne) uczyniłam to drugie :)

Ale dosyć bajania... Przejdźmy do konkretów.
Peeling zamknięty jest w płaskim, wygodnym słoiczku. Nie ma problemu ze zużyciem go do samego końca. Szata graficzna opakowania jest przejrzysta, charakterystyczna dla GP.  Za ok. 16 zł otrzymujemy 300 ml produktu, który wystarcza na 4-5 użyć (na całe ciało!). Niewiele. Na wieczku możemy odnaleźć informację, że w składzie peelingu nie odnajdziemy SLS, SLES, parabenów ani silikonów. Zapach jest kwestią sporną. Jeśli lubicie ziołowe aromaty to powinien przypaść wam do gustu, ponieważ pachnie intensywnie i ... prawdziwie rumiankowo. Wąchałam kilka innych wersji zapachowych i ta jest jedną z najbardziej przyjemnych :)


A co odnajdziemy wewnątrz słoika?
Gęstą papkę, w której na pierwszy rzut oka nie widać drobinek. Ale spokojnie. Są. I zdzierają konkretnie. Drobinki rozpuszczają się dosyć szybko, lepszy efekt uzyskamy nakładając produkt na suchą skórę (A ;*). Peeling ma zbitą konsystencję, dobrze się nabiera, nie odpada od ciała. Po zmyciu pozostawia na skórze tłusty filtr (parafina w składzie). Mimo tego nie rezygnowałam z nakładania balsamu do ciała - tak dla pewności :) Na opakowaniu możemy wyczytać, że ekstrakt z rumianku ma za zadanie złagodzić naszą skórę. Może coś w tym jest, ponieważ jeszcze przed nałożeniem balsamu nie dostrzegłam charakterystycznego uczucia delikatnego, ale niezbyt przyjemnego podrażnienia czy pieczenia skóry.

Podsumowując: mogę polecić ten produkt :)
Green Pharmacy ostatnio wzbudza u mnie same pozytywne emocje. W najbliższym czasie powinna pojawić się recenzja kremu do rąk (także rumiankowego :)), który również sprawdził się u mnie baardzo dobrze :))

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Babeczki w babeczkarni :))

Cóż tu wiele pisać. Spotkanie jak zwykle szalenie udane :)
Nawet nie wiecie jaka zmęczona wróciłam ... Przekrzyczeć taką bandę to nie taka prosta sprawa ;p


Co robią blogerki na spotkaniu ........ ? :))


Babeczki w babeczkarni :) Kasia, Ala, Kasia i Ala :D


Dzięki Ani do moich zapasów dołączył żel i szampon Balea.
Otrzymałyśmy też co nieco do przetestowania :)


Nie obyło się bez "bierz co chcesz" czyli masowej wymiany :)


Pięknie dziękujemy organizatorkom spotkania (;*), Miss Cupcake za gościnę oraz firmom Loton, By Dziubeka i Bath&Body Works Polska za upominki :) Dziewczyny - do zobaczenia już niedługo :))

niedziela, 23 czerwca 2013

A już dzisiaj...


Dobrze Ania powiedziała: rozpoczynamy mały maraton :))

Ania, Nena, Kamyczek, Kaprysek, Ala, Kasia, Ania II już nie mogę się doczekać pogaduch z wami!
Asiu, Olu - cieszę się, że będę miała okazję was poznać :)
Do zobaczenia! :))

czwartek, 20 czerwca 2013

Pora rozkręcić się na nowo...

... i po trudach sesji przywrócić nieco życia w tym miejscu :) Przyznam, że ostatnie dni nie były łatwe (każdy student wie o czym mówię), ale w ciągu najbliższych tygodni będę miała czas żeby nieco się zregenerować i odpocząć. Póki co na rozgrzewkę małe recenzje trzech produktów, które miałam ostatnio okazję testować :) Zapraszam!


Olejek do pielęgnacji ciała dla kobiet w ciąży Babydream
No może nie w tej temperaturze, ale... to produkt praktycznie idealny. Cudownie pachnie, nie jest drogi, może nie rozprawia się z moimi rozstępami tak jak powinien, ale skóra po nim jest nawilżona podobnie jak po oliwce. Zawiera całą masę olejków: makadamia, jojoba, sojowy, migdałowy, słonecznikowy... W stosunku do oliwki zdecydowanie szybciej się wchłania. Sama przyjemność. Tylko czym smarować się w tak tropikalnych temperaturach?? Bo moje nogi niestety jak zwykle błagają o nawilżenie :(


Suchy szampon Batiste Tropical
Kolejna rewelacja. Dzięki niemu w nieco chłodniejsze dni mogę spokojnie zrezygnować z codziennego mycia włosów. Czy jest lepszy od Isany, którą kupiłam niedawno? Przede wszystkim ma piękny zapach, który nie przydusza. Po użyciu Isany obowiązkowo należy ewakuować się z tego pomieszczenia, a najlepiej nie wchodzić do niego przez kolejne pół godziny. Koszmar. Niestety w stosunku do Isany posiada też jedną wadę - trudniej sam proszek wyczesać, a włosy są zdecydowanie bielsze :(  Isana jest także troszkę tańsza i nie musimy doliczać kosztów wysyłki bo ten suchy szampon kupimy w każdym Rossmannie.


Peeling pod prysznic Isana
To niestety śmiech a nie peeling. Poza tym, że kosztuje grosze, nie znajduję w nim żadnych zalet. Wady? Począwszy od zapachu (coś w stylu proszku do prania) na malusieńkich "perełkach" skończywszy. Ten produkt niczym nie różni się od podrzędnego żelu pod prysznic. Uczucia ścierania naskórka nie poczuje osoba nawet z najbardziej wrażliwą skórą. Panthenol owszem jest, ale na samym końcu składu. I tak zasadniczo nie ma tu czego łagodzić.

Odbiegając od tematu... Byłyście już w Biedronce?
Od dziś obowiązuje nowa gazetka urodowa. Ja skusiłam się jak zwykle na potrójne opakowanie wacików, do koszyka dorzuciłam też zestaw płynów do kąpieli Original Source - raspberry&vanilla milk i orange&ginger oil. Zastanawiałam się też nad tintami od Bell. Wiecie coś na ich temat?

Obyśmy się wszyscy nie roztopili ;*

niedziela, 9 czerwca 2013

Zapachowy zawrót głowy .


Wielu producentów wmawiało mi, że ich kosmetyki posiadają aromat bzu. Wielu. Ale Joanna jako pierwsza nie skłamała. Dla mnie kosmetyki z tej serii to odkrycie. Odkrycie, zachwyt i codzienna przyjemność używania :) Zapraszam na krótką recenzję :)


Kończę drugą butelkę kąpieli solankowej jodowo-bromowej pochodzącej z serii "Z apteczki babuni". Jakie zalety posiada ten produkt? Przede wszystkim wspaniały, intensywny zapach, który wypełnia całą łazienkę oraz piana aż po brzegi wanny. Sprężysta i trwała. Relaks po całym dniu gwarantowany. A zapach? Jakbym wetknęła mój nos między gałęzie bzu. Obłęd. Cena także zachęca. 7-8 zł za 700 ml.


Co kryje w sobie ta butelka? 300 ml gęstego, pieniącego się mydła z serii koroLOVE, którego zapach pozostaje na dłoniach przez dłuższą chwilę. Nie przesusza dłoni, pieni się jak trzeba. Dla mnie super :)  I to za 5 zł :) Drugie opakowanie już czeka w zapasie.


Niestety w temacie tego produktu trafiło mi się małe rozczarowanie. Mogę się rozpływać nad zapachem ile wlezie, ale niestety balsam ten średnio spełnia swoje zadanie i nieco mnie rozczarował. Reklamowany jest jako produkt przeznaczony dla bardzo suchej skóry. Niestety podczas jego używania nie zauważyłam żadnej poprawy w temacie przesuszenia. Pompka nieco się zacina, co utrudnia sprawne nałożenie balsamu. Zapach znika ze skóry w momencie. A szkoda.

Pomijając niekoniecznie udany balsam, każdy z tych produktów w 200% spełnił moje oczekiwania. Także peeling, który opisywałam już jakiś czas temu był świetny i niedługo znów do niego wrócę. Naprawdę ciężko oddać mi boskość zapachu zamkniętego w tych butelkach. Ja jestem całkowicie kupiona i czuję, że ta seria będzie mi wiernie towarzyszyć przez kolejne miesiące.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Projekt Denko: maj.


Kąpiel solankowa jodowo-bromowa o zapachu bzu Joanna
Mój kąpielowy Kosmetyk Wszech Czasów. Szykuję o nim (i o kilku innych produktach z tej serii) osobną recenzję, która pojawi się w ciągu najbliższych dni. Jestem już w połowie kolejnej butelki :)

Nawilżająca, oliwkowa sól do kąpieli BeBeauty
Pisałam o niej tutaj. Ostatnio rzadko ją widuję i obawiam się, że mogli ją wycofać. Jeśli znajdziecie to bierzcie! :)


Kremowy płyn do higieny intymnej z ekstraktem z babki lancetowatej
Przyzwoity produkt. Na duży plus pompka. Trochę kiepsko z wydajnością, ale nie był znów taki drogi. Nie powodował podrażnień.

Szampon do włosów przetłuszczających się z żurawiną Barwa Naturalna
Piałam w poprzednim denku na temat szamponu tatarakowo-chmielowego. Niestety ten produkt nie powtórzył jego sukcesu. Dobrze się pienił, ale! pozostawiał włosy podobnie tępe jak poprzednik i zupełnie nie hamował przetłuszczania. Wręcz przeciwnie, włosy po jednym dniu były koszmarne. Na plus przyjemny zapach i cena (ok. 4 zł).


Bezacetonowy zmywacz do paznokci Cien
Nie wysusza skórek tak jak jego biedronkowy odpowiednik. Jak zwykle duży plus za pompkę. Tani i dobry. Jestem mu wierna :)

Olejek z paczulą i porzeczką Alverde
Kupiłam go z zamiarem olejowania włosów. Kiedy mój entuzjazm nieco przygasł, zużyłam go według jego przeznaczenia - do ciała. W obu przypadkach sprawował się znakomicie. Nałożony na wilgotną skórę dobrze się wchłaniał, pozostawiał po sobie przyjemny (długotrwały!) zapach i mięciutką skórę. Niektórym może nie odpowiadać jego zapach, ale oleje Alterra i Alverde moim zdaniem zawsze pachną specyficznie. Marzyłam o pięknej porzeczce, ale moje marzenia nieco rozminęły się z rzeczywistością :) Z tego co wiem olej został już wycofany, ale w stałej ofercie ciągle dostępne są inne wersje. Ja w zapasie posiadam arnikowy i jestem ciekawa czy spisze się równie dobrze :)

Krem do rąk o zapachu czekoladowo-pomarańczowym Cztery Pory Roku
Paskuda o całkiem przyjemnym zapachu, przypominającym nieco żel Original Source. Ale cóż z tego, skoro ten bubel wysuszał dłonie jak mało co... Na zimno nie nadawał się zupełnie. Zużyłam jako krem na noc. W zapasie posiadam jeszcze wersję jagodową - może akurat będzie lepsza. Jeśli nie, to wyląduje na stopach ;p


Płyn micelarny BeBeauty
Na temat tego micela w ciągu ostatnich tygodni napisano już wszystko :) Mogę dołożyć tylko tyle, że gdyby nie zapach (który dla mnie jest zbyt intensywny) to byłby to produkt idealny. Tani, skuteczny i dla mojej wrażliwej skóry zupełnie bezpieczny. Ale biedronkowi fachowcy jak zawsze wiedzą, który produkt należy wycofać ;p Na szczęście ja również uległam i zrobiłam mały zapas.

Hydrolat z róży bułgarski Zrób Sobie Krem
Używałam go codziennie rano. Nie jest drogi, dobrze odświeża cerę i usuwa pozostałości kremu. Plus za piękny zapach (o wersji rumiankowej, którą go zastąpiłam niestety nie mogę tego napisać...) i wydajność.


Borówkowy peeling do ciała BeBeauty
Tani i dobry, chociaż zbyt delikatny. Plus za baardzo przyjemny zapach i baaardzo niską cenę. Malutki minus za wydajność. Nie wysuszał skóry. W kolejce czeka mango i winogrona (za 5 zł za sztukę szkoda było nie wziąć więcej :)

Cukrowy peeling do stóp Paloma FootSPA
Nie zachwycił mnie tak bardzo jak krem z tej samej serii, ale nie jest to zły produkt. Sporym jego minusem jest wydajność w porównaniu z ceną (ok. 12 zł). Nie rozpuszczał się zbyt szybko, pięknie pachniał i dosyć mocno ździerał. Szkoda tylko, że nie jest nieco tańszy.



Dezodorant do stop Cien
Po raz kolejny: tani i dobry, ale już wycofany. Jakoś dużo w tym denku nazbierało się dyskontowych produktów. Tego delikwenta zastąpiłam rossmannowym dezodorantem Fusswohl, który spisuje się nieco lepiej, a jest w równie atrakcyjnej cenie.

Żel do golenia brzoskwinia&mleko Balea
Mój ulubieniec! Wersja kokosowa nie dorasta mu do pięt. Recenzja tutaj.



Tusz do rzęs Wibo Growing Lashes
Bardzo dobry tusz za kilka groszy. Z moich "rzęs" jako jedyny robi rzęsy z prawdziwego zdarzenia. Nie kruszy się. Niestety bardzo szybko wysycha.

Żel pod oczy i do powiek ze świetlikiem lekarskim i aloesem Flos-Lek
Dobrze radził sobie z opuchlizną i zasinieniem, ale jeśli miałam nieco mocniej podrażnione powieki to niestety szczypał niemiłosiernie. Z ciekawości wypróbowałam wersję z nagietkiem i okazuje się, że paradoksalnie jest delikatniejsza niż ta z aloesem. Tego delikwenta raczej nie polecam (szczególnie osobom z delikatną i skłonną do podrażnień skórą).

Baza pod cienie do powiek ArtDeco
Trwałość cieni była rzeczywiście zaskakująca, ale baza bardzo ciężko się rozprowadzała i była dosyć tempa. A im dalej w las tym było gorzej. Zdecydowanie bardziej polecam bazę z Hean, która jest dużo większa, dużo tańsza i bardziej plastyczna.

Woda perfumowana Pivoine Flora (miniaturka)


Podsumowując: 16 pełnowymiarowych produktów.
A wam jak poszło denkowanie w tym miesiącu?

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...