Po długim tygodniu , podczas którego niewiele miałam chwil dla siebie (wieczorem byłam tak
zmęczona , że nawet wysmarowanie się balsamem było dla mnie zadaniem niewykonalnym)
postanowiłam dziś rano poświęcić chwilę na ... siebie :)
Zgarnęłam z szafki różne saszetki z odżywkami , peelingami itp .
Będąc już w łazience zorientowałam się , że wszystko co ze sobą przytargałam pochodzi od firmy Marion .
Tak więc to oni 'sponsorują' moje dzisiejsze super-pachnące , niedzielne SPA .
(I mimo przeziębienia męczącego mnie od kilku dni , czuję się jak nowo narodzona , na prawdę :)
Zaczęłam od peelingu do twarzy z ziarenkami z truskawek do cery normalnej i suchej .
Uwiódł mnie swoim zapachem (jak wszystkie trzy produkty) - może nie jest to 'naturalny' zapach truskawek , ale szalenie przyjemny , niezbyt nachalny i nieprzesadnie chemiczny .
Raczej nie jest to peeling z ogromną ilością ostrych drobinek . Wygładza bardzo delikatnie , nie powoduje podrażnień (a ciężko znaleźć delikatny peeling dla cery wrażliwej) , jego konsystencja jest bardzo kremowa .
Jedyne co mi w nim nie pasowało to ilość . Za dużo na jedno użycie , za mało na dwa . Część produktu tym sposobem się zmarnowała .
Kolejny akt mojego małego 'spektaklu' : 60 sekundowa maseczka do włosów Nature Therapy
z octem z malin i koktajlem owocowym .
Zapach - poezja dla mojego nosa . Na opakowaniu możemy przeczytać , że wystarcza na dwie aplikacje . Może dla kogoś kto ma krótkie włosy , ale na pewno nie dla mnie , wycisnęłam ją do samego końca . Co nie zmienia faktu , że jeśli ktoś chciałby używać jej dwa razy , producent wyszedł mu naprzeciw tworząc opakowanie z możliwością ponownego zakręcenia :)
Wracając do mnie ... lubię takie 'szybkie' odżywki . Tą po minucie możemy spłukać , a poźniej ... ?
Włosy po spłukaniu i wysuszeniu były gładkie , łatwe do rozczesania i mięciutkie . Przyjemny efekt , podobny uzyskuję po ostatnio testowanej odżywce Pantene Aqua Light - tyle , że ta druga zawiera w sobie niestety silikon . Na opakowaniu odżywki od Marion mamy informację , że ta nie posiada SLS , SLES i parabenów co jeszcze bardziej zachęca do zgarnięcia jej ze sklepowej półki .
A na koniec debiut : duet termoaktywny dla stóp - peeling z łupinami z moreli oraz kremowe serum z masłem shea , ekstraktami z pomarańczy , cynamonu i imbiru .
Część pierwsza ? Pewien niedosyt . Ponieważ peelingu w opakowaniu było bardzo mało , ledwo udało mi się podzielić to na obie stopy . Zrekompensowało mi to jednak uczucie ciepła , które było tak samo wyraźne i przyjemne jak przy duecie dla dłoni . I ten zapach ...
Przy części drugiej już nie miałam zastrzeżeń co do ilości - serum było sporo , bez problemu wysmarowałam obie stopy , zapakowałam w bawełniane skarpetki i teraz cieszę się (choć przez chwilę) gładkimi stopami :)
P.S. Zdjęcie saszetki z peelingiem - takie są skutki zrywania ceny z opakowania ;]
I przepraszam was za kiepską jakość zdjęć . Przy takiej pogodzie jak dziś ciężko o coś lepszego .