Zabawa p.t. 'Kosmetyk roku' pojawiła się u Ali już kilka tygodni temu , ale ja (nadrabiająca blogowe zaległości) natknęłam się na nią dopiero ostatnio i postanowiłam , że się przyłączę . :)
W piątek miałam okazję znaleźć się w okolicy Natury , wpadam , a tu nowa LE Catrice - SpectaculART . Niestety specjalnie spektakularna to ona nie jest . Ja , jak przystało na prawdziwą rusycystkę , czekam z niecierpliwością na Siberian Call :)
A wracając do SpectaculART ... Zachwyciły mnie dwa cienie , niestety już ich nie było .
Pocieszyłam się top coatem (z myślą o sylwestrowym wystroju moich paznokci) .
A tak wygląda on w połączeniu z bazowym lakierem Oriflame , o którym wspominałam już tutaj .
Wszystko to nałożyłam na (słynną już) bazę peel-off Essence , w którą zaopatrzyłam się tego samego dnia :)
Jestem niesamowicie ciekawa jak spisze się ta baza i w jaki sposób będzie się ją usuwać .
Macie już z nią jakieś doświadczenia ? Ja do tej pory czytałam same zachwyty .
Jeżeli będę z niej zadowolona to będę mogła powiedzieć jedno :
Jolly Jewels nadchodzę ! Już żaden brokat mi nie straszny ! :D
Tym razem pora zadbać o nasze dłonie umordowane przedświątecznymi porządkami .
Czym ja mam zamiar je ratować ?
Dzięki uprzejmości BingoSpa po raz drugi już otrzymałam do przetestowania trzy kosmetyki : balsam kokosowy do dłoni , mandarynkową kąpiel do skórek i paznokci oraz maskę sojową do twarzy . Dziś jak już się pewnie domyślacie będzie mowa o pierwszych dwóch produktach .
"Mandarynkowa kąpiel BingoSpa dogłębnie zmiękcza zrogowaciały naskórek wokół paznokci ułatwiając przeprowadzenie kolejnych etapów manicure. Proteiny jedwabiu intensywnie nawilżają, uelastyczniają i wzmacniają płytkę paznokcia czyniąc go jednocześnie podatnym na zabiegi. Regularne stosowanie kapieli BingoSpa zapewnia paznokciom zdrowy wygląd i wspaniały połysk."
Kąpiel otrzymujemy w formie pomarańczowego proszku zamkniętego w plastikowym słoiku o pojemności 300 g . Opakowanie zabezpieczone jest dodatkowo w środku , by proszek zbyt łatwo się nie wysypał . I co dalej ? Do 100 ml wody wsypujemy 1 łyżeczkę proszku i moczymy paznokcie przez ok. 5 min .
Zapach kąpieli jest oszałamiający , prawdziwie mandarynkowy (a ja jestem wieeelką fanką tych owoców) . Ze względu na niewielką ilość proszku zużywanego do jednej kąpieli , produkt wystarcza na kilka miesięcy regularnego używania . Jego cena w porównaniu z ilością też wydaje się bardzo przyjazna (14 zł) .
Jedynym minusem , który dostrzegłam (jak to u BingoSpa bywa) jest dostępność . Z nią jest niestety gorzej . Nie widziałam tego produktu w żadnej stacjonarnej drogerii .
Wam udało się gdzieś go dostrzec ?
Pomyślicie , że to zbędny gadżet ? Nic bardziej mylnego . Taki aromatyczny zabieg działa prawdziwie relaksująco na nasz umysł i dosłownie czyni cuda jeśli chodzi o skórki . Po takim zabiegu są na prawdę dobrze nawilżone (nie sądziłam , że tak krótki zabieg jest w stanie tak dobrze na nie podziałać) . Niestety nie jest to efekt długoterminowy . Połysku na paznokciach nie zauważyłam .
"Balsam kokosowy BingoSpa do dłoni posiada przyjemną, lekką konsystencję i zniewalający kokosowy zapach. Dokładnie nawilża i głęboko odżywia skórę, wzmacnia jej warstwę lipidową. Sprawia, że skóra dłoni na długo zachowa gładkość i delikatność. Balsam BingoSpa wchłania się szybko i równomiernie, wzmacnia osłonę lipidową skóry , ogranicza utratę wody własnej z naskórka. Chroni skórę dłoni przed negatywnym wpływem detergentów i innych czynników środowiskowych podrażniających i wysuszających skórę."
Plusy :
- stosunkowo niska cena (w tej chwili produkt jest w promocji - kosztuje niecałe 9 zł)
- naturalny , kokosowy zapach
- krem szybko się wchłania , posiada bardzo lekką konsystencję , nie pozostawia tłustego filmu
- bardzo wydajny
Minusy :
- całe mnóstwo parabenów w składzie
- wyjątkowo niewygodne opakowanie . Niby ma swoje plusy (łatwiej produkt wydobyć do samego końca) , ale zakręcenie tego słoika nakremowanymi dłońmi graniczy z cudem .
- dostępność
- słabo radzi sobie z moją mocno przesuszoną skórą , jego działanie jest dosyć krótkotrwałe
Nie zachwycił mnie , ale też nie zawiódł jakoś drastycznie .
Tutaj możecie odnaleźć inne produkty BingoSpa , które do tej pory miałam okazję testować .
Może dostępność tych kosmetyków działa na ich niekorzyść , jednak myślę , że warto przejrzeć sklep internetowy i zdecydować się na kilka kosmetyków , bo firma na prawdę jest godna uwagi .
Ja w każdym razie po raz kolejny jestem zadowolona , chociaż nie kryję , że mogło być nieco lepiej :) Ale jeśli chodzi o dłonie , jestem niestety wymagającą bestią .
Nie kryję się z tym, że uwielbiam wszelkiego rodzaju kąpielowe specyfiki. Żele, peelingi, sole, olejki, płyny ... Kąpiel to mój mały , cowieczorny rytuał , który bardzo sobie cenię . W gorącej i pachnącej wodzie relaksuję się jak nigdzie indziej .
Produktem , o którym chciałam dziś wam wspomnieć , a który niedawno zdenkowałam (w zastraszającym tempie) jest cukrowy peeling Tutti Frutti od Farmony o zapachu brzoskwini i mango .
Producent zapewnia nas , że "tak pachnie szczęście" . Czy aby napewno ?
Zapach rzeczywiście stanowi najwięszą zaletę tego produktu . Świeży , naturalny i przepysznie owocowy . Kolejny duży plus produkt otrzymuje za opakowanie . Szeroki , zakręcany słoik , z którego możemy wydobyć peeling do samiusieńkiego końca (nie musimy cackać się z rozcinaniem , albo wyrzucać tubki , w których zalega jeszcze cała masa specyfiku) . W słoiczku znajdziemy 300 g produktu . Niby sporo , ale u mnie niestety skończył się on w zastraszającym tempie . Wydajnością nie grzeszy . Szata graficzna kolorowa , przyciągająca uwagę . Na opakowaniu możemy znaleźć wszystkie potrzebne informacje .
Za złuszczanie odpowiada jak sama nazwa wskazuje cukier (osobiście przy wybieraniu peelingu nie ma dla mnie znaczenia czy w składzie znajduje się cukier czy sól) . Peeling konsystencję ma gęstą , żelową , jest pomarańczowy . Kryształki są duże i gęsto osadzone . Nie są bardzo ostre , więc peeling nadaje się do częstego stosowania . Dobrze trzyma się ciała , kryształki nie rozpuszczają się zbyt szybko . Barwi wodę na biało i pozostawia odrobinę tłusty film na skórze (można nawet obyć się bez nakładania balsamu po kąpieli)
Produkt w składzie posiada masło shea (odpowiedzialne za nawilżanie) i witaminę E działającą nawilżająco i ujędrniająco . Peeling mnie nie podrażnił ani nie uczulił .
Dostępność : bez problemu można kupić go i w Rossmannie i w Naturze .
Cena : 14-16 zl
Skład : Sugar, Sodium Chloride, Isopropyl Myristate, Paraffinum Liquidum, Caprylic/Capric Triglyceride, Cera Alba, Glyceryl Dibehenate, Tribehenin, Glyceryl Behenate, Parfum, Butyrospermum Parkii, Phenoxyethanol, Methylparaben, Butylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, PEG-4, Glycerin, Agar, Alginic Acid, Polysorbate-20, Tocopheryl Acetate, Isobutylparaben, CI 73360, Morinda Citrifolia Fruit Extract, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, CI 19140, CI 16255, BHA.
Skład naturalnością niestety nie grzeszy ...
Ale podsumowując : to bardzo fajny produkt (no może nie z gatunku super-naturalnych) za niewielką cenę . Na pewno do niego wrócę . Szczególnie fanki owocowych zapachów powinny się na niego skusić - uwierzcie , że warto .
U mnie ten produkt plasuje się na drugim miejscu po moim ukochanym peelingu od Joanny , o którym pisałam już tutaj .
Czy tak pachnie szczęście ? ZDECYDOWANIE :)
A przy okazji . W grudniu mija rok od kiedy założyłam bloga . Coraz milej spędza mi się z wami czas :)
Dziękuję za wszystkie komentarze i za to , że tu zaglądacie :) Jest mi niezmiernie przyjemnie z tego powodu :)
Na samym początku muszę przyznać , że miałam szczęście . Wiele przeczytałam postów przed (ostrzegających) i po (marudzących) na temat nieuczciwych sprzedawców , którzy zgłosili się do tegorocznego Dnia Darmowej Dostawy .
Do mnie dotarła właśnie ostatnia paczuszka , więc mogę wam pokazać moje drobne zakupy (i przy okazji gorąco polecić sklepy , w których robiłam zakupy) .
Wosk Yankee Candle "Loves me , loves me not" zamówiłam w Mydlarni Hebe . Nie zastałam tego zapachu będąc w stacjonarnym sklepie 'Zapach Domu' , a ten stokrotkowy aromat długo za mną chodził .
Kolejnym produktem , który chciałam już mieć w łapkach od dawna był eyeliner Dew Pots MeMeMe . Zamówiłam go w drogerii Kosmetykomania . Miałam też chrapkę na rozświetlacz tej samej firmy , ale myślę , że ostatecznie skuszę się na ten od Technic (znaleziony w MintiShop) .
Cała reszta to prezenty . Jeden z Weltbildu , drugi z More4Kids .
Przypominam (lub informuję) , że w drogerii PaaTal do końca roku przesyłka do Paczkomatów jest darmowa . Mam zamiar dokupić tam jeszcze kilka drobiazgów i .. temat prezentów świątecznych mam już skończony . A wy ? Macie już wszystko pokupowane i popakowane czy nadal myślicie ? :)
Coś jest w powiedzeniu , że im człowiek starszy tym mądrzejszy . Już dawno zrezygnowałam z kupowania na zimę krótkich kurtek , noszę czapkę ... Niestety odwieczny problem stanowi dla mnie znalezienie koszulek , które nawet po kilku praniach nie będą podnosić się podczas noszenia ponad pępek . A że należę do osób wysokich , poszukiwania takie są jeszcze trudniejsze . Niezbyt pomocny jest też fason spodni królujący w większości sklepów . Koszulki wiecznie się podnosiły , spodnie wiecznie opadały , a ja marzłam stojąc co ranek na stacji .
Gdy kilka tygodni temu otrzymałam maila od Pani Karoliny z propozycją przetestowania ocieplacza na talię Hippsy , długo się nie namyślałam . Przydał się zarazem w ciągu ostatnich kilku tygodni gdy chłodny wiatr tylko 'zawiewał' , jak i teraz gdy o poranku widzę na termometrze coraz niższe temperatury .
Zamawiając pas Hippsy mamy do wyboru nie tylko rozmiar (tabela rozmiarów do znalezienia tutaj) , ale także szeroką gamę kolorystyczną - począwszy od klasycznej czerni (na którą zdecydowałam się ja) przez fiolety , żółcie czy zielenie . Pas chroni okolice krzyża , nerek czy jajników , czyli strefy , które bardzo łatwo zimą przeziębić .
Czym zachwycił mnie ten pas ?
Uszyty jest z przyjemnego w dotyku , podwójnego materiału (95% bawełna , 5% lycra) , nie blaknie ani nie kurczy się po praniu , po odpowiednim dobraniu rozmiaru pas trzyma się na swoim miejscu (tak na prawdę po jakimś czasie zapominasz , że w ogóle masz go na sobie) , ale co najważniejsze ... grzeje :)
Jedyne co mi nieco przeszkadza to nazwa na samym dole (przez co pas nie może imitować drugiej koszulki wystającej 'od spodu' , a jedynie możemy wkładać na niego spodnie)
Jeździcie na nartach , snowboardzie ? Uprawiacie zimą jogging czy nordic walking ? A może po prostu spędzacie sporo czasu czekając na autobus czy pociąg ? Pas będzie dla was idealnym rozwiązaniem , które uchroni was od przewiania czy przeziębień .
Pas Hippsy możecie kupić tutaj . Ja zdecydowanie polecam :)
Moje denka zazwyczaj są dosyć obfite , ale w tym miesiącu przeszłam samą siebie *-*
Jestem bardzo zadowolona - udało mi się zużyć kilka półkowych zalegaczy , pozostałe zdenkuję w ciągu najbliższych dni , a przy okazji w tym miesiącu odkryłam kilka perełek , do których pewnie niedługo wrócę . Zapraszam poniżej :)
W tym miesiącu niezbyt często miałam okazję (i siłę) olejować włosy . Udało mi się jednak wydenkować jeden z olejków , mianowicie Monoi de Tahiti od Yves Rocher . Fajny produkt , włosy po jego nałożeniu jeszcze 2-3 dni miały charakterystyczny (nieco egzotyczny) zapach . Jednak cudów nie czynił . Ze względu na jego cenę (bez promocji) raczej nie skuszę się na niego ponownie .
Zużyłam także miniaturkę imbirowego masła do ciała The Body Shop z zeszłorocznej zimowej limitki . W tym roku myślę , że skuszę się na wersję żurawinową (zeszłoroczny balsam do ust nadal mam i prędko go prawdopodobnie nie zużyję , a w jego zapachu i smaku jestem zakochana) .
Ten słoiczek to także moje pierwsze spotkanie z masłami TBS . Może i jestem zadowolona , ale za tą cenę chyba jednak nie skuszę się na pełnowymiarowe opakowanie . Prawdopodobnie od czasu do czasu nadal będę rozpieszczać się miniaturkami (może dzięki temu będę miała okazję poznać więcej zapachów)
Kolejny słoik to nieśmiertelny krem do rąk i stóp od Ziaji , który do niedawna jako jedyny jako tako radził sobie z moimi stopami . Czemu do niedawna ? O tym w jednym z kolejnych postów :)
Antyperspirant Garnier Mineral niespecjalnie przypadł mi do gustu . Głównie ze względu na bardzo intensywny , perfumowy zapach i fakt , że mocno brudził ubrania . Z przyjemnością wróciłam do mojego ulubionego ostatnio Dove Dead Sea Minerals .
Pianka do golenia Cien to mój osobisty faworyt . To pierwsza butelka , ale wiem , że nie ostatnia . Piękny zapach (jakby brzoskwiniowy) , piana gęsta , nie topi się i nie spływa po kilku sekundach , w niskiej cenie (ok. 5-7 zł) , baaardzo wydajna . Czego chcieć więcej ?
Płyn Colgate Plax Sensitive niby się sprawdził , ale chętnie spróbuję czegoś innego . Liczyłam , że będzie nieco delikatniejszy (mam bardzo wrażliwe zęby) , ale i tak spisał się całkiem dobrze .
O saszetkach z olejkami Apart pisałam już w niejednym denku - m.in. tutaj .
Saszetkę z solą do kąpieli Champs de Provance kupiłam po raz pierwszy i jestem zachwycona . Pięknie pachnie , nie barwi wody , w środku odnajdziemy także płatki róż :) Bardzo fajny produkt . Możecie znaleźć go w Super-Pharm ale także np. w E'Leclerc . Widziałam , że do wyboru jest m.in. opcja rumiankowa . Wypróbuję ją w najbliższym czasie . Mój prywatny duży plus za szatę graficzną .
Żeby nie było tak kolorowo , w tym miesiącu niestety trafiło się też kilka bubelków . Mowa m.in. o mydle w płynie z werbeną i bergamotką od Palmolive . Fantastyczny zapach , który niestety nie idzie w parze z jakością . Mydło wcale się nie pieni . A szkoda .
Kolejnym paskudnym bublem okazał się peeling do stóp Cien . Chyba nawet na twarz byłby zbyt delikatny . Nie ścierał nic a nic . Maleńki plusik za zapach (świeży , męski) , ale nic poza tym .
Za to płakać będę gorzko z powodu wycofania z Biedronek zmywacza Nailty i zastąpienie go jakimś paskudnym śmierdzielem z pompką . Bardzo lubiłam ten produkt . Niestety nie byłam go w stanie znaleźć już w żadnej Biedronce (a liczyłam , że zrobię zapas ...) . Kiedy Biedronka się opamięta i przestanie wycofywać ze sprzedaży najciekawsze produkty ?? Zaczynam się obawiać , że niedługo z półek zniknie mój ukochany żel (zanim wykończę ten z BingoSpa) czy sole , które dopiero niedawno odkryłam , a którymi jestem zachwycona ...
O kokosowym peelingu od The Pink Cow pisałam już tutaj . Bardzo się z nim polubiłam , niestety na PaaTalu już jest niedostępny (może wiecie gdzie jeszcze można go dostać ?) . Dosyć delikatna ścierka , w sam raz do codziennego użytku . Miał naturalny skład , zabawną szatę graficzną i piękny kokosowy zapach (bardzo naturalny) . Cena też nie była zbyt wygórowana . Chcę jeszcze !
Zużyłam też jeden z dwóch żeli Balea , w które zaopatrzyłam się w sierpniu . Miał fantastycznie orzeźwiający zapach . Kosztował niewiele . Chętnie do niego wrócę , jeśli tylko będę miała okazję kupić go ponownie .
Z wielkim smutkiem żegnam się też z peelingiem Tutti Frutti od Farmony o zapachu brzoskwini i liczi . W ciągu najbliższych dni powstanie o nim osobna recenzja , bo jestem tym produktem zach-wy-co-na !
W czasie rossmannowej promocji długo biłam się z myślami co by tu zgarnąć z półek . Funduszy brak , a tyle rzeczy kusi (szczególnie cienie Infaillible L'Oreal) . Ostatecznie wyszłam z zapasem zielonych tuszy od Wibo i dwoma lakierami : Rimmel Carmel Cupcake i L'Oreal So Chic Fox .
Mając okazję zrobić zamówienie z Oriflame zdecydowałam się na gorący olejek ze zbożami i kokosem oraz pomadkę Pure Colour Pink Nude (która niestety jest dla mnie zdecydowanie za jasna) .
Ale zakupem , z którego cieszę się najbardziej jest ta druga pomadka - w idealnym , wymarzonym kolorze . Długo się koło niej kręciłam . Ostatecznie udało mi się załapać na promocję -50% na wszystkie kosmetyki F&F i wtedy stała się moja :)
Kolejna recenzja wprost ze Spotkania Śląskich Blogerek . O czym dziś ?
O kredkach , które dostałyśmy do przetestowania od Vipery - Ikebanę i dwie Vivien .
Mi trafiły się dwie brązowe i niebieska . Jedna poszła dalej w obieg . Pozostałe zostawiłam sobie do przetestowania .
Co o nich mogę powiedzieć ?
Niestety szybko mnie do siebie zniechęciły . Głównie za sprawą ich twardości .
Jeśli chcemy otrzymać kolor taki jak na swatchu poniżej , musimy bardzo mocno przycisnąć kredkę do oka co może zaboleć . Trwałość kredki jest przyzwoita , ale chyba nie jestem się w stanie tak poświęcić .
Niestety nie mogę ich polecić . Mam swoje ulubione kredki z Avonu (czarną) i z Essence (brązową) , o których przy okazji napiszę kilka słów , a którym jestem wierna .
Te lądują w zakładce 'wymiana' . Może ktoś się do nich przekona bardziej niż ja :)
W następnym poście nieco o moich rossmannowych zdobyczach :)
Koło biedronkowych soli do kąpieli BeBeauty kręciłam się już dawno . Nie rozumiem czemu nie zgarnęłam ich do koszyka wcześniej - w końcu ich cena jest wręcz śmieszna (niecałe 4 zł) .
Zdecydowałam się w końcu na wersję oliwkową i ... wszem i wobec ogłaszam , że chcę więcej !
Trochę konkretów :
Sól wypełnia łazienkę pięknym i świeżym zapachem , nie brudzi wanny (lekko barwi wodę na zielony kolor) , nie zauważyłam efektu nawilżenia , ale szczerze powiedziawszy nie wymagam takiego działania od tego typu produktów (nawet jeżeli producent uparcie wmawia nam , że tak się stanie ;p) . Skóry mi nie wysuszyła , nie podrażniła . Jeśli chodzi o wydajność to soli jednorazowo wsypuję bardzo dużo , ale biorąc pod uwagę jej cenę można sobie na to pozwolić :) Opakowanie powinno nam spokojnie wystarczyć na 6-8 kąpieli .
Sól nie posiada też tych nierozpuszczalnych 'drobinek' , które rysują wannę (Agnieszko ;DD) .
Mamy możliwość wyboru innych opcji zapachowych :
lawendy , miodu i mleka , pomarańczy z rokitnikiem oraz soli morskiej .
Opakowanie może nie zdobi naszej łazienki , ale też nie prezentuje się najgorzej . Szata graficzna jest przejrzysta .
Sól znajdziemy w każdej Biedronce .
Okazuje się , że biedronkowe produkty BeBeauty na prawdę są warte uwagi . To już nie pierwszy ich kosmetyk , który jest tani , a zachwycający i niewiele brakuje mu do ideału (a napewno postawiłabym go na równi , z droższymi odpowiednikami) . Myślę , że czasem warto przyjrzeć się też takim taniznom - a może akurat natrafimy na jakąś perełkę ? :)
A z promocji rossmannowych skorzystałam , owszem . Zaopatrzyłam się w zapas zielonego tuszu Wibo (o którym niedawno pisała Panna Joanna , a który zachwycił także mnie) , w koszyku wylądował też upragniony od dawna lakier Rimmel Carmel Cupcake i lakier L'Oreal w odcieniu karmelu . Niestety stoisko GR nie posiadało jeszcze lakierów Jolly Jewels , ale jeszcze je zdobędę ... ;p
Swatche nowych lakierów wrzucę , gdy do domu powrócę . Póki co weekendowo stacjonuję w Kielcach skąd was gorąco pozdrawiam :))
Gdy zobaczyłam u Maliny tag 'Jesienne umilacze' , wiedziałam , że nie mogę go po prostu ominąć .
W końcu najlepszym (moim zdaniem!) sposobem na relaks po ciężkim dniu jest długa , gorąca i aromatyczna kąpiel oraz późniejsze wtarcie w skórę czegoś przyjemnie pachnącego co umili nam resztę wieczoru . Jest to też fantastyczny sposób na rozgrzanie się w te chłodniejsze już , jesienne wieczory .
Na czym polega ten tag ? Oto kilka zasad Maliny :
"Jakie kosmetyki mam na myśli?
Miedzy innymi: płyny, żele i kule do kąpieli, peelingi i scruby, masła, balsamy, mleczka, oleje i olejki, sole do kąpieli i inne. Jednym słowem wszystkie kosmetyki do kąpieli, mycia i pielęgnacji ciała, które ujęły Was pięknym zapachem i stały się dla Was JESIENNYM UMILACZEM.
Czas trwania: trzy tygodnie od 18.11 - 9.12 tego roku:)
Celem akcji jest:
- poczuć się jak w raju, dając sobie chwilę relaksu w długie jesienne wieczory,
- zadbanie o swoje ciało bez wyrzutów sumienia,
- poprawienie kondycji swojego ciała,
- znalezienie kosmetyku odpowiedniego dla siebie,
- uśmiech dla Twoich bliskich.
Zasady akcji:
1. Umieścić zasady akcji w poście na swoim blogu i napisz kto Cię zaprosił.
2. Zaproś do akcji 5 osób.
3. Umieść baner w bocznym pasku z linkiem do inicjatora akcji MALINY.
4. W czasie trwania akcji zamieść jak najwięcej recenzji ww. aromatycznych kosmetyków,
5. Wybierz spośród nich 4 zapachowe hity po jednym z każdej grupy:
- płyn lub żel do kąpieli,
- peeling lub scrub,
- kosmetyk do smarowania ciała (balsam, masło, olejki itp.)
- aromatyczne mydełko, kulę lub sól do kąpieli,
i opublikuj post z listą Twoich aromatycznych hitów."
Tym razem mowa o 2-fazowym peelingu do rąk z solą .
Jestem fanką peelingów wszelkiego rodzaju , więc bardzo się ucieszyłam , gdy po blogerskim spotkaniu odnalazłam ten produkt w jednej z toreb . W dodatku z oliwą z oliwek ? Zachwyt po całości :) Od razu rzuciłam się do testowania .
Starałam się regularnie używać go ostatnie dwa miesiące .
To mocny ścierak . W oliwie z oliwek zanurzone są duże i ostre kryształki soli . Nie jestem przekonana czy dla dłoni nie jest on jednak za ostry . Ostrzegam - peeling pozostawia po sobie na dłoniach tłusty film , nie każdy to lubi . Mi osobiście to nie przeszkadzało . Skóra po zastosowaniu tego produktu była gładka i przyjemnie natłuszczona .
A dlaczego obwołałam go mianem 'bubla' ?
Z powodu jego wyjątkowo nieporęcznego opakowania .
Buteleczka posiada dozownik z wyjątkowo wąską dziurką , przez którą wylewa się duża ilość oliwy , ale sól już niekoniecznie . Ostatecznie w opakowaniu pozostaje nam cała masa (w moim przypadku ponad połowa opakowania!) kryształków i ani troszkę oliwy . Jedynym wyjściem było rozcięcie butelki i wydłubanie resztek produktu .
Zdecydowanie wygodniejszą formę ma np. peeling do dłoni lub stóp od Paloma SPA (niedługo pojawi się recenzja ich kremu do stóp , którym jestem zachwycona) , który umieszczony jest w płaskim słoiczku (jak masła do ciała) .
A tak na prawdę dosypując do oliwy z oliwek nieco soli lub cukru możemy samodzielnie i za grosze zrobić podobną miksturę . Ja raczej ponownie się na ten peeling nie skuszę .
Za 120 ml produktu zapłacimy ok. 8 zł .
A wy ? Miałyście do czynienia z tym produktem ? Jakie są wasze wrażenia ?
Jakoś nigdy nie pałałam specjalnym uczuciem do kosmetyków z Czterech Pór Roku . Gdy w paczce od PharmaCF , którą dostałyśmy na spotkaniu blogerek odnalazłam kilka kosmetyków tej marki , byłam ciekawa czy wzbudzą one moją sympatię . Na pierwszy ogień poszedł kosmetyk , którego byłam najbardziej ciekawa :
intensywnie nawilżający balsam do ciała z ecojabłkiem Ecodermine .
Co według producenta działa na naszą skórę ?
jabłko z upraw organicznych (zmiękcza i wygładza skórę)
jagoda acai (odżywia i przyspiesza odbudowę naskórka)
masło shea (intensywnie nawilża i łagodzi podrażnienia)
olej słonecznikowy (chroni skórę przed wysuszeniem)
Co wzbudziło moją sympatię ?
Przede wszystkim jego naturalny skład . Balsam nie przesuszał inie podrażniał mojej skóry , wręcz przeciwnie , następnego dnia była ona nadal przyjemnie nawilżona (nieco tłusta , ale to nie jest dla mnie duży minus) .
Brak parabenów i silikonów w składzie działa na jego duży plus .
Dostępność i cena też na plus (ok. 8 zł za 250 ml) .
Problem stanowiła dla mnie jego wydajność - moim zdaniem słaba .
Opakowanie typowe dla balsamów . Jednak produkt ciężko wydobyć z opakowania (w moim przypadku usilne próby wyciśnięcia go często nie przynosiły upragnionego skutku , dziwne ?)
Dosyć opornie się rozprowadza i długo wchłania .
Dużym plusem jest przejrzysty opis na opakowaniu , jednak szata graficzna nie przyciąga zbytnio uwagi .
Zapach świeży , ale niekoniecznie w moim guście . Nie utrzymuje się on długo na skórze (znika po około godzinie) .
Jabłko lekko wyczuwalne :)
Nie jest to zły balsam . Produkt jest godny uwagi jednak nie oszalałam na jego punkcie . Jak na kosmetyk ze słowem 'eco' w nazwie , ma bardzo przyjazną cenę . Na pewno warto wypróbować , myślę , że na zimę się sprawdzi , ale czy kupię ponownie ? Niekoniecznie . Mam innych ulubieńców w tej kategorii , którym póki co pozostanę wierna ;)
Nie jestem fanką kosmetyków firm Avon czy Oriflame . Ich ceny są zazwyczaj stosunkowo wysokie w porównaniu z drogeryjnymi odpowiednikami , a jakość wcale nie lepsza . Jednak dzięki temu maluchowi zrobiłam pierwszy krok (malutki!) w stronę polubienia Oriflame . Od dawna marzył mi się złoty lakier (nasilona potrzeba na tego typu kolory nadchodzi mniej więcej po 6 grudnia) i wreszcie to marzenie udało mi się spełnić . W katalogu kolor wyglądał na nieco ciemniejszy , ale i tak nie jest źle . Krycie super , zmywanie nie najgorsze (ale bez rewelacji) , a trzyma spokojnie ok. 5 dni . Cena - 11,90 zł .
Wyróżnienie tootrzymywane jest od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawane blogom o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechniania. Osoba z wyróżnionego bloga, odpowiada na 11 pytań zadanych przez osobę, która blog wyróżniła. Następnie również wyróżnia 11 osób ( informuje je o tym wyróżnieniu) i zadaje 11 pytań.
Nie wolno nominować bloga, z którego otrzymało się wyróżnienie.
Moje odpowiedzi na zadane mi przez Weronikę pytania :
1. Ile czasu poświęcasz rano na makijaż ?
Przez większość tygodnia wstaję dosyć wcześnie , więc czas spędzony przed lustrem staram się ograniczyć do minimum . 10 minut ? Spokojnie . Wklepanie podkładu , trochę różu , szybkie konturowanie , tusz (jeśli wstanę w dobrym nastroju to czasem jakąś kreskę eyelinerem dorzucę :) . W te dni kiedy mogę wstać nieco później mam czas żeby poszaleć bardziej :)
2. Co w sobie lubisz ?
Wewnętrznie czy zewnętrznie ? :))
Zewnętrznie : moje ciemne oczy i cerę bez trądziku
(wiem , że jest to utrapienie wielu dziewczyn i na prawdę cieszę się , że mnie tego oszczędzono)
Wewnętrznie : swobodę w kontaktach z innymi ludźmi .
(nas skromnych jest mało ;p)
3. Uprawiasz jakiś sport , jak tak , jaki ?
Przez prawie 5 lat grałam w koszykówkę (przełom podstawówki i gimnazjum) , ale niestety byłam zmuszona skończyć z moją pasją . Teraz jedynym sportem , który okazyjnie uprawiam jest pływanie .
4. Zwracasz uwagę na to co jesz ?
Wstyd się przyznać , ale rzadko . Nie mam też cierpliwości do żadnych diet . Staram się jeść zdrowo , ale często napada mnie silna potrzeba pochłonięcia np. frytek czy zupki chińskiej ;)
5. Jakiej muzyki słuchasz na co dzień ?
W samochodzie mam ustawioną muzykę w stylu RMF MAXXX (tylko przy takiej lubię prowadzić) , ale gdy wracam do domu lubię odprężyć się przy czymś zupełnie innym . Przepadam za Stingiem , Coldplay , Florence and The Machine , Jamesem Morissonem i Gooralem , a moim ukochanym zespołem od wielu lat jest Dżem (o czym już wiele razy tu wspominałam) . Do największych odkryć tego roku zaliczam Magdę Navarrete i jej płytę 'Iman' . Tak na prawdę ciężko wymienić jeden gatunek muzyki , któremu jestem wierna .
Tutaj macie mały smaczek od Magdy w duecie ze Stanisławem Soyką .
Myślę , że kojarzycie co to za piosenka ? :)
6. Lubisz piec , gotować ?
Coraz bardziej , głównie dzięki Mojemu Lubemu , z którym często coś pichcimy :)
Moją specjalnością (jeśli można to tak nazwać ;p) są muffiny i tarty .
7. Ulubiona marka kosmetyczna ...
Hmm , to pytanie musiałabym podzielić na kilka kategorii .
Moja ulubiona polska marka pielęgnacyjna to Joanna .
Ulubiona kolorówka ? Sama nie wiem , chyba każda firma w jakiś sposób mnie i zachwyciła i zawiodła , ciężko mi wskazać ulubieńca .
Ulubiona marka lakierów ? Catrice i ostatnio Smart Girls Get More .
8. Ulubiona marka odzieżowa ...
Bardzo lubię ubrania pochodzące ze sklepu Cubus za ich przyzwoitą jakość
(w porównaniu do innych sieciówek) i taką 'zwyczajną zwykłość' ;p
9. Co sprawiło , że zapragnęłaś mieć bloga ?
Oj chyba egoistyczna chęć pochwalenia się jak okazyjnie kupiłam to czy tamto ;p Potrzebowałam też miejsca , dzięki któremu będę mogła się z kimś podzielić moimi odkryciami (nie tylko kosmetycznymi) . Blog z założenia nie miał być typowo kosmetyczny , to wyszło dopiero po jakimś czasie :)
10. Od kiedy zaczęłaś się malować ?
Z pasji ? Od niedawna , bo dopiero od niedawna sprawia mi to taką frajdę :)
A jakieś pierwsze czarne kredki (ah , te czasy) , tusze do rzęs czy lakiery do paznokci to chyba w okresie gimnazjalnym ...
11. Opisz siebie w kilku zdaniach .
Ślązaczka , kociara , miłośniczka Hiszpanii , biżuterii i wysokich temperatur , studentka filologii rosyjskiej . Lubię dobrą książkę i dobrą kawę (herbatą też nie pogardzę) . Marzę o tym by umieć biegle mówić w kilku językach (w tym szwedzkim , węgierskim czy portugalskim) .
Moje dłonie (i paznokcie również) nie szczycą się ostatnio najlepszą kondycją . W wakacje dłonie nie były przesuszone (teraz są - mimo nakładania na nie tony przeróżnych kremów) , paznokcie (odpowiednio długie) nie rozdwajały i nie łamały się tak drastycznie ... A teraz ??
Wstyd mi nieco pokazywać takie szkarady , staram się ratować je doraźnie Eveline 8w1 , ale mimo wszystko nie rezygnuję z koloru , ponieważ pazurki (takie jak np. poniżej) szalenie poprawiają mi nastrój .
Kilka postów wcześniej wspominałam o moim małym zawodzie związanym z ostatnią edycją limitowaną Catrice . Ostatecznie po zobaczeniu kilku swatchy skusiłam się na jeden lakier (i nadal żałuję , że nie zgarnęłam jeszcze tej śliwki ...) , a mianowicie 'Marlene's Favourite' o numerze 03 .
To taki róż przełamany pomarańczem . Jakość jak zwykle u Catrice mnie nie zawiodła . Bardzo się polubiliśmy :)
Przejrzyjcie swatche na innych blogach - kolory lakierów z tej limitki moim zdaniem zupełnie inaczej (i o wiele słabiej) wyglądają w butelkach niż na paznokciach :)
Drugie wcielenie różu to Essie - Size Matters .
Zapytacie : róż ? Otóż to :) W słońcu ten lakier to piękna , ciemna malina :)
Kolor dużo bardziej przypadł mi do gustu niż A Crewed Interest , nie tworzył bąbelków powietrza , dosyć szybko wysychał jednak do wytrzymałości nadal mam pewne zastrzeżenia ...
Co nie zmienia faktu , że ten kolorek nosiło mi się szalenie dobrze i na jesień moim zdaniem jest w sam raz :)
A swoją drogą przy okazji ostatniej wizyty w Tesco podeszłam (po raz pierwszy!) do półki z kosmetykami F&F . Ceny nieco z kosmosu , no chyba , że jakość taka dobra ? Macie z nimi jakieś doświadczenia ?
Ja zakochałam się w pomadce 'Wall Street' i czuję , że niedługo po nią wrócę :))